Odeszła osiedlowa Foxy Lady. Miała 5 lat.
Znajoma znalazła ją w sobotę rano w ogródku.
Kręciła się tam już w piątek, znajomą zastanowiło, że kotka bardzo wolno się porusza i że ma jakieś dziwne oczy. Nikogo nie alarmowała, bo myślała, że kotka jest stara i tak ma.
Z kolei karmicielka, w której piwnicy Foksia miała swój azyl, dwa dni wcześniej widziała ją w dobrej kondycji.
Więc to zatrucie chyba...
Foxy była wybitnym przykładem kota kochającego wolność.
Gdy wypuszczałam ją kilka lat temu po sterylce (a łapanie trwało długo i oprócz klatki-łapki wymagało dodatkowych podstępów), ustawiłam transporter w miejscu złapania, przodem do osiedla, a tyłem do lasu.
Foksia po wyskoczeniu nieoczekiwanie zrobiła zwrot i pognała prosto do lasu...
Ale jak!
Najpierw sunęła niziutko nad ziemią, wydłużona jak zając, byle oddalić się jak najszybciej. Po kilkudziesięciu metrach, gdy zorientowała się, że już nikt jej nie zatrzyma, rozpoczęła taniec radości. Pędząc nadal w kierunku lasu, wykonywała olbrzymie skoki, wyskakując w górę jak sarna. Jestem pewna, że widziałam wtedy najszczęśliwszego kota na świecie.
I myślę, że Foksy Lady była przez te kilka lat szczęśliwa. Wraz z drugą kotką (która była jej matką lub ciotką) miała schronienie w piwnicy karmicielki – z posłankami, miseczkami i kuwetą. Wychodziły swobodnie przez kocie drzwiczki zamontowane w piwnicznym oknie. Spędzały w tej piwnicy zimę, a wraz z nastaniem cieplejszych dni – tylko noce, albo nawet nie wracały przez jakiś czas wcale.
Foksia miała więc swoje miejsce, regularne jedzenie, kocie towarzystwo – i wolność.
I nawet „swojego” człowieka – karmicielkę, której jako jedynej pozwalała się głaskać.
Czegóż więcej kotu potrzeba do szczęścia?
Niestety, to nie jest kraj (ani świat w ogóle) dla wolnych kotów.
Mogłam ją zatrzymać po sterylce.
Byłaby bezpieczna, ale żyłaby w zakoconym mieszkaniu, bo zupełnie nie rokowała na oswojenie i adopcję. Nie czułaby się dobrze – jak Fruzia, która wiedząc już, że nic jej nie grozi, na wszelki wypadek bardzo pilnuje, bym nie podeszła za blisko, nie popatrzyła zbyt długo... (na szczęście dogaduje się z kotami). Ale ona nie miała dokąd wracać, a Foksia tak.
Chociaż jak się okazało, na kilka lat tylko.
Nie mamy pewności, czy to zatrucie, czy może np. coś z sercem.
Niestety, Foksia nie wróciła do karmicielki po pomoc, gdy poczuła się źle.
Może już nie miała sił.
Tutaj Foksia kilka lat temu, u mnie w kenelu po sterylce. Piękna, lecz wystraszona:
Żegnaj, Foxy Lady, wolny Kocie [*]