Błagam o pomoc osoby z Lublina. Błagam w imieniu starszej znajomej pani, którą znam z osiedla na którym pracuję. Chodzi o dom dla dorosłego, siedmioletniego kota. Pani Ela ma 71 lat i choruje na raka żołądka. Wczoraj do mnie zadzwoniła, żebym pomogła jej znaleźć dom dla Psikusa bo jutro idzie do szpitala i prawdopodobnie już nie wróci. Jest w bardzo ciężkim stanie, ma już przerzuty i nie ma nadziei na wyzdrowienie. Jest osobą samotną. Pani Ela dwa lata temu, kiedy czuła się bardzo samotna postanowiła przygarnąć jakiegoś starszego kota. Przychodziła do mnie do biura i interesowała się „administracyjnymi”, ale to są dzikie, kochające wolność koty i żaden z nich nie dał się złapać. Wynalazła jakieś ogłoszenie studentki weterynarii, która miała do oddania około pięcioletniego wówczas Psikusa. Podobno kot w transporterku został podrzucony do kliniki weterynaryjnej przy ul. Głębokiej. Był zdrowy, zadbany i wykastrowany. Studentka szukała dla niego domu. Pani Ela przyjęła kota do siebie. Byłam u niej w domu i widziałam go. Piękny, duży, dorodny czarno-biały kocur. Bardzo spokojny, kuwetkowy, nie skacze po meblach, drapie tylko swój drapaczek. Kot ma wybitnego pecha jeśli chodzi o dom, dlatego jeszcze bardziej mi go szkoda.
Obdzwoniłam moich znajomych, nikt nie chce kota. Pani Ela szukała tej studentki, ale okazało się, że dziewczyna wyjechała do Anglii. Ja mam w domu dwa koty: kotkę Tosię i kocurka Dyzia, którym bo po śmierci mojego ukochanego Tofika „pocieszył” mnie kolega. Mój tz chociaż kocha koty, nawet nie chce rozmawiać na temat Psikusa.
Pani Ela jeszcze dziś obdzwania wszystkich znajomych i jutro da mi znać czy znalazła opiekuna dla kota. Chce go oddać z transporterem oraz dużym zapasem karmy i żwirku. Jeszcze raz bardzo proszę o pomoc.