Nie planowałam tych kociąt... O czym śni Sasza? s.27

Jestem w rozsypce... Postaram się jednak zebrać myśli i coś napisać.
Dziś odebrałam ze schroniska dzikiego kota, któremu załatwiłam kastrację i tam był na przechowaniu. Wyjeżdżając już z kotem ze schroniska natrafiłam na kotkę z kociętami na wysypisku śmieci. Wysypisko sąsiaduje ze schroniskiem...
Kontakt telefoniczny z kierownikiem schronu i decyzja. Ja zabieram kocięta, schron kastruje kotkę. Kocięta małe i półdzikie złapałam gołymi rękoma...
Puściłam luzem do auta, bo w transporterku siedział kocur...
Wróciłam do domu. Kocur wybiegł na pole, a ja musiałam się przyznać do bonusa...
Nie przytoczę może elaboratu, którego musiałam wysłuchać... Mam w domu 2 tymczasy jeszcze nie wydane. A tu kolejne dwa.
Na dodatek moja Blanka wczoraj sobie zrobiła coś w oczko i jeszcze dziś czeka nas wet...
To nie jest tak, że jestem ciągle pod kreską. Bywają miesiące, że uda mi się je zamknąć na zerze... Ale nie we wrześniu!!
Jestem totalnie i absolutnie pod kreską. I jest dramat. Największy z tym, że nie mam żwirku! A u mnie w domu zniesie się wszystko (po wygłoszeniu odpowiedniego elaboratu) tylko nie smród... Dlatego używam CBE+... żeby nie śmeirdziało. Niestety nie mam już nic. Żwirek kupiony tanio na allegro czeka w W-wie na transport...
Na szczęście mam karmę proflum kitten (choć takim maleńtasom pewnie cos lepszego by się przydało
)
mam środki na robale, mam krople do oczek... Mam żarcie dla swoich kotów.
Tylko żwir jest palącą potrzebą... No i trzeba będzie te dwa maluchy zaszczepić za tydzień - dwa..
Tym razem nie dam rady. Wrzesień jest koszmarny. A jeszcze muszę gnać do weta z Blanusią.
Przepraszam za chaos... Jestem roztrzesiona po prostu. Mam nadzieję, ze jak się trochę ogarnę z obowiązkami będę mogła wejść i napisać coś więcej. Maluchy są śliczne i już bezpieczne. Siedza w klatce. Zjadły trochę puszki bozita. Mnie oczywiście łeb pęka...
Prosze o wsparcie. Emocjonalnie sie trochę sypię. Za dużo stresów.
Doklejam zdjęcie mojego obfitego połowu

Dziś odebrałam ze schroniska dzikiego kota, któremu załatwiłam kastrację i tam był na przechowaniu. Wyjeżdżając już z kotem ze schroniska natrafiłam na kotkę z kociętami na wysypisku śmieci. Wysypisko sąsiaduje ze schroniskiem...
Kontakt telefoniczny z kierownikiem schronu i decyzja. Ja zabieram kocięta, schron kastruje kotkę. Kocięta małe i półdzikie złapałam gołymi rękoma...
Puściłam luzem do auta, bo w transporterku siedział kocur...
Wróciłam do domu. Kocur wybiegł na pole, a ja musiałam się przyznać do bonusa...
Nie przytoczę może elaboratu, którego musiałam wysłuchać... Mam w domu 2 tymczasy jeszcze nie wydane. A tu kolejne dwa.
Na dodatek moja Blanka wczoraj sobie zrobiła coś w oczko i jeszcze dziś czeka nas wet...
To nie jest tak, że jestem ciągle pod kreską. Bywają miesiące, że uda mi się je zamknąć na zerze... Ale nie we wrześniu!!
Jestem totalnie i absolutnie pod kreską. I jest dramat. Największy z tym, że nie mam żwirku! A u mnie w domu zniesie się wszystko (po wygłoszeniu odpowiedniego elaboratu) tylko nie smród... Dlatego używam CBE+... żeby nie śmeirdziało. Niestety nie mam już nic. Żwirek kupiony tanio na allegro czeka w W-wie na transport...
Na szczęście mam karmę proflum kitten (choć takim maleńtasom pewnie cos lepszego by się przydało

mam środki na robale, mam krople do oczek... Mam żarcie dla swoich kotów.
Tylko żwir jest palącą potrzebą... No i trzeba będzie te dwa maluchy zaszczepić za tydzień - dwa..
Tym razem nie dam rady. Wrzesień jest koszmarny. A jeszcze muszę gnać do weta z Blanusią.
Przepraszam za chaos... Jestem roztrzesiona po prostu. Mam nadzieję, ze jak się trochę ogarnę z obowiązkami będę mogła wejść i napisać coś więcej. Maluchy są śliczne i już bezpieczne. Siedza w klatce. Zjadły trochę puszki bozita. Mnie oczywiście łeb pęka...
Prosze o wsparcie. Emocjonalnie sie trochę sypię. Za dużo stresów.
Doklejam zdjęcie mojego obfitego połowu
