Kochani,
wiem że wszyscy macie mnóstwo kotów, ale może pomożecie mi jakoś upchnąć jeszcze jedną kocią sierotkę. Jest to 6 tygodniowy bury kocurek (dałam już ogłoszenie w dziale "adopcja", ale nikt się nie zgłasza).
Przyjechał do mnie z "akcji" - w jakiejś piwnicy zabijali koty i wolontariuszki Pani Ireny Jarosz były tam na interwencji. Przywiozły mi 2 dorosłe kocury (po kastracji pojechały do konstancina do P.Ireny) i taki mały bury kłębuszek. Pierwszego dnia go odpchliłam, bo chodziły po nim setki pscheł. Drugiego dnia go wykąpałam - wreszcie zaczął przypominać kota (wcześniej sierść była śmierdząca, brudna i całą pozlepiana jakąś gliną). Na 3 dzień został odrobaczony. Od początku leczyliśmy też koci katar i grzybicę. Ufff, troche z nim było roboty.
Teraz kiciuś ma okrągły brzuszek, błyszczącą sierść, zdrowe oczka i świetny humorek. Biega po całej lecznicy i rozrabia. Nie może jednak u nas zostać a serce mi się kroi jak pomyślę, że ma iść do schroniska. Wiecie jak to jest z malutkimi kotkami - często niestety łapią tam jakieś wirusówki i umierają.
Dlatego bardzo bardzo was proszę - pomyślcie o nim. Wiem że to zwykły burasek (gdyby był rudy już dawno miałby dom), ale ma naprawdę złote serduszko. I jest przekochany. I strasznie na kogoś czeka.
To by było chyba na tyle.
Czekam na Waszą reakcje.
Choć wiem że macie mnówstwo kotów.
Pozdrawiam gorąco.
Lek.wet.Lidia Lewandowska.