COŚ O TYM FORUM WAM POWIEM...

Witam, najprawdopodobniej ten wątek zaginie gdzieś w czeluściach setnych stron forum, ale co mi tam. Napiszę!
Macinka
Znaleziony na działkach kociak, przyniesiony przeze mnie do domu, gdy miałam 6 lat- śliczny (niemal kropka w kropkę podobny do Otisa z mojego podpisu). Nazwany Maćkiem...do czasu. Gdy Maciek zaczął "dobrze wyglądać"
okazał się Macinka... bardzo płodną Macinką.
Było to dwadzieścia lat temu. Macinka rodziła kilka razy w roku, do domu wchodziła przez okno, znikała na długie dni. Przynosiła w zębach ptaki i myszy dla mnie, na grzbiecie pchły i kleszcze, a w brzuszku kolejne mioty kociaków... Nie wiedzieliśmy NIC o sterylizacji, NIGDY nie byliśmy z nią u weterynarza (najbliższy 20km od naszego miasteczka, zresztą nawet gdyby był w zasięgu i tak nikt by nie pomyślał o tym, że powinno się iść z kotem, co ma cztery łapy, dwoje oczu, nie kaszle, nie pluje). Kociaki rodziły się w piwnicy, na zaropiałe oczka kładłam kompresy z herbaty lub rumianku. Pchła poganiała pchłę...Kociaki najczęściej nie dożywały otwarcia oczek...
Przez lata marzyłam o kocie, tęskniłam za moją ukochaną Macinką. Nigdy nie poczułam nic do żadnego psa, zresztą mam alergię na psa. Za to każdy napotkany na działkach, po piwnicach i starych kamienicach kot był "MÓJ KOCHANY". Nie szczędziłam głasków żadnemu nawet najbrudniejszemu kotu. Słowo "kot" budziło we mnie szybsze bicie serca
Wiedziałam, że kiedyś zamieszka ze mną jakieś kocie serduszko. Ale KIEDYŚ...
Tak się zdarzyło, że otiskowe oczy zaczarowały nas
i zamieszkał z nami. Ani razu nie zrobił nic poza kuwetą! SZOK! Macinka robiła niespodzianki (gęste, rzadkie, różne różniste) pod wanną, za pralką, za lodówką, na dywanie.
Potem wołała na dwór (uff).
Dzięki internetowi i głównie forum.miau Otis ma inne życie niż Macinka. Zyskaliśmy świadomość, co do kocich, kocio-ludzkich i kocio-kociach spraw.
Co zyskałam na forum.miau?
Nie tylko wiedzę, co zrobić, by kot był z nami szczęśliwy (TO NIE MLEKO DAJE KOTU SZCZYT SZCZĘŚCIA????8O ) ; byśmy my byli z nim szczęśliwi (TO KOTA MOŻNA ODUCZYĆ GRYZIENIA KABLI I DRAPANIA LUDZKICH STÓP????
SZOK
SZOK
SZOK
); by w końcu dowiedzieć się, czego tak naprawdę potrzeba temu małemu samotnikowi (tak zamieszkała z nami rudzielcowata Nila)...
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=94893&highlight=
...Przede wszystkim zyskałam wiedzę o niesamowitych pokładach wrażliwości, jakie mogą drzemać uśpione w człowieku. Uczę się od Was wszystkich tej wrażliwości. Może Wam spowszedniało to, co robicie, traktujecie to jako coś ZWYKŁEGO. Ale z punktu widzenia osoby z zewnątrz to ogromny szok spotkać się z taką społecznością, jak tu na MIAU. Altruizm wobec drugiej istoty- niezwykłe (choć w obrębie tego samego gatunku najprawdopodobniej jest to altruizm odwzajemniony jak mówią ewolucjoniści); wobec istoty innego gatunku i to tak bezbronnej, maleńkiej i często niesprawiedliwie negatywnie ocenianej na podstawie durnych stereotypów, jaką jest kot- jest pełne podziwu, ale pomoc dziesiątkom, setkom tych stworzonek... tu brak mi słów...
I ta wrażliwość to nie jest pomoc doraźna, chwilowy kaprys. To wielkie zaangażowanie i przyjęcie ogromnej odpowiedzialności ze wszystkimi konsekwencjami podjęcia pomocy bez względu na okoliczności, życie prywatne, własne zwierzęta, finanse,nawet beznadziejność sytuacji... To jest kosztowne leczenie kociaka z bardzo małymi szansami na przeżycie mimo iż zna się go kilka dni lub godzin... To jest czuwanie i leczenie o każdej porze dnia i nocy... To uruchamianie zaangażowania w innych osobach, by pomóc potrzebującej istocie (czy to weterynarz, który nigdy nie robił transfuzji krwi czy ktoś na drugim końcu kraju, posiadający potrzebny lek)... To w końcu osoby wspierające koty, których wcale nie znają (bazarki, przesyłanie leków, śledzenie wątków i pomoc w dzieleniu się własnym doświadczeniem nawet w środku nocy)...
A co jest najbardziej niezwykłe? Ta Wasza "ZWYKŁOŚĆ", powszedniość tego co robicie- a dla mnie obcej to co robicie to CODZIENNY CUD.
I ta atmosfera solidarności, jaka tu panuje...ahhh... Wyobrażam sobie Was, jako budowniczych ("Budujemy nowy dom, jeszcze jeden nowy dom..."- znacie tą piosenkę
) Jesteście tą dobrocią ze sobą tak powiązani, że jakby zabrakło choć jednego postu, choć jednego pomocnika, to ma się wrażenie, jakby wszystko miało się zawalić, rozsypać w drobny pył. Tu widać, że iternet to "sieć"
Jak rozumiem tą zwykłość?
Nikt tu nie szuka pochwał, podziękować za swoje działania, poświęcenie. Nikt na nic nie czeka. Na żadną nagrodę.
...Poza jedną wieńczącą działania: zbudowania tego wspaniałego domku dla swoich i nie-swoich kocich podopiecznych (wychowanych, wychuchanych, zdrowych i czyściutkich).
Zatem ja dziękuję Wam wszystkim w imieniu moich dwóch kocich serduszek- dzięki wiedzy tu zdobytej lepiej umiemy się nimi zająć;
dzięki solidarności i dobroci, jaka tu panuje moja ukochana Nila mogła przyjechać do nas aż ze Świnoujścia (świetny kontakt z moniką74; transport dzięki Kruszynie)
dzięki temu, jak wygląda opieka nad kociętami w domkach tymczasowych, Nila jest grzeczną, ufną kociczką:
Przeczytałam kilka wątków w całości, niektórych tylko fragmenty (nie niosące treści "hop" "w górę" "podniosę" niestety skutecznie mnie odstraszało, mimo najlepszych chęci i pobudek autorów tych wypowiedzi). Śledziłam wątek Lucusia u moniki74 (Lucuś był braciszkiem Nili
). Głównie na jego podstawie sformułowałam stwierdzenia powyżej, ale nie tylko.
Dziękuję Wam za nabytą wrażliwość, będę pielęgnować, musi coś z niej wyrosnąć
Pozdrawiam serdecznie wszystkie DOMKI TYMCZASOWE i inne osoby zaangażowane w pomoc kotom!
Teraz wiem, że KICI KICI i PARĘ GŁASKÓW po grzbiecie działkowego obdartusa to nie jest oznaka miłości do kotów... ale od czegoś trzeba zacząć? czyż nie?
[/i]
Macinka
Znaleziony na działkach kociak, przyniesiony przeze mnie do domu, gdy miałam 6 lat- śliczny (niemal kropka w kropkę podobny do Otisa z mojego podpisu). Nazwany Maćkiem...do czasu. Gdy Maciek zaczął "dobrze wyglądać"

Było to dwadzieścia lat temu. Macinka rodziła kilka razy w roku, do domu wchodziła przez okno, znikała na długie dni. Przynosiła w zębach ptaki i myszy dla mnie, na grzbiecie pchły i kleszcze, a w brzuszku kolejne mioty kociaków... Nie wiedzieliśmy NIC o sterylizacji, NIGDY nie byliśmy z nią u weterynarza (najbliższy 20km od naszego miasteczka, zresztą nawet gdyby był w zasięgu i tak nikt by nie pomyślał o tym, że powinno się iść z kotem, co ma cztery łapy, dwoje oczu, nie kaszle, nie pluje). Kociaki rodziły się w piwnicy, na zaropiałe oczka kładłam kompresy z herbaty lub rumianku. Pchła poganiała pchłę...Kociaki najczęściej nie dożywały otwarcia oczek...
Przez lata marzyłam o kocie, tęskniłam za moją ukochaną Macinką. Nigdy nie poczułam nic do żadnego psa, zresztą mam alergię na psa. Za to każdy napotkany na działkach, po piwnicach i starych kamienicach kot był "MÓJ KOCHANY". Nie szczędziłam głasków żadnemu nawet najbrudniejszemu kotu. Słowo "kot" budziło we mnie szybsze bicie serca

Tak się zdarzyło, że otiskowe oczy zaczarowały nas


Dzięki internetowi i głównie forum.miau Otis ma inne życie niż Macinka. Zyskaliśmy świadomość, co do kocich, kocio-ludzkich i kocio-kociach spraw.
Co zyskałam na forum.miau?
Nie tylko wiedzę, co zrobić, by kot był z nami szczęśliwy (TO NIE MLEKO DAJE KOTU SZCZYT SZCZĘŚCIA????8O ) ; byśmy my byli z nim szczęśliwi (TO KOTA MOŻNA ODUCZYĆ GRYZIENIA KABLI I DRAPANIA LUDZKICH STÓP????




http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=94893&highlight=
...Przede wszystkim zyskałam wiedzę o niesamowitych pokładach wrażliwości, jakie mogą drzemać uśpione w człowieku. Uczę się od Was wszystkich tej wrażliwości. Może Wam spowszedniało to, co robicie, traktujecie to jako coś ZWYKŁEGO. Ale z punktu widzenia osoby z zewnątrz to ogromny szok spotkać się z taką społecznością, jak tu na MIAU. Altruizm wobec drugiej istoty- niezwykłe (choć w obrębie tego samego gatunku najprawdopodobniej jest to altruizm odwzajemniony jak mówią ewolucjoniści); wobec istoty innego gatunku i to tak bezbronnej, maleńkiej i często niesprawiedliwie negatywnie ocenianej na podstawie durnych stereotypów, jaką jest kot- jest pełne podziwu, ale pomoc dziesiątkom, setkom tych stworzonek... tu brak mi słów...
I ta wrażliwość to nie jest pomoc doraźna, chwilowy kaprys. To wielkie zaangażowanie i przyjęcie ogromnej odpowiedzialności ze wszystkimi konsekwencjami podjęcia pomocy bez względu na okoliczności, życie prywatne, własne zwierzęta, finanse,nawet beznadziejność sytuacji... To jest kosztowne leczenie kociaka z bardzo małymi szansami na przeżycie mimo iż zna się go kilka dni lub godzin... To jest czuwanie i leczenie o każdej porze dnia i nocy... To uruchamianie zaangażowania w innych osobach, by pomóc potrzebującej istocie (czy to weterynarz, który nigdy nie robił transfuzji krwi czy ktoś na drugim końcu kraju, posiadający potrzebny lek)... To w końcu osoby wspierające koty, których wcale nie znają (bazarki, przesyłanie leków, śledzenie wątków i pomoc w dzieleniu się własnym doświadczeniem nawet w środku nocy)...
A co jest najbardziej niezwykłe? Ta Wasza "ZWYKŁOŚĆ", powszedniość tego co robicie- a dla mnie obcej to co robicie to CODZIENNY CUD.
I ta atmosfera solidarności, jaka tu panuje...ahhh... Wyobrażam sobie Was, jako budowniczych ("Budujemy nowy dom, jeszcze jeden nowy dom..."- znacie tą piosenkę


Jak rozumiem tą zwykłość?
Nikt tu nie szuka pochwał, podziękować za swoje działania, poświęcenie. Nikt na nic nie czeka. Na żadną nagrodę.
...Poza jedną wieńczącą działania: zbudowania tego wspaniałego domku dla swoich i nie-swoich kocich podopiecznych (wychowanych, wychuchanych, zdrowych i czyściutkich).
Zatem ja dziękuję Wam wszystkim w imieniu moich dwóch kocich serduszek- dzięki wiedzy tu zdobytej lepiej umiemy się nimi zająć;
dzięki solidarności i dobroci, jaka tu panuje moja ukochana Nila mogła przyjechać do nas aż ze Świnoujścia (świetny kontakt z moniką74; transport dzięki Kruszynie)
dzięki temu, jak wygląda opieka nad kociętami w domkach tymczasowych, Nila jest grzeczną, ufną kociczką:
Przeczytałam kilka wątków w całości, niektórych tylko fragmenty (nie niosące treści "hop" "w górę" "podniosę" niestety skutecznie mnie odstraszało, mimo najlepszych chęci i pobudek autorów tych wypowiedzi). Śledziłam wątek Lucusia u moniki74 (Lucuś był braciszkiem Nili

Dziękuję Wam za nabytą wrażliwość, będę pielęgnować, musi coś z niej wyrosnąć

Pozdrawiam serdecznie wszystkie DOMKI TYMCZASOWE i inne osoby zaangażowane w pomoc kotom!
Teraz wiem, że KICI KICI i PARĘ GŁASKÓW po grzbiecie działkowego obdartusa to nie jest oznaka miłości do kotów... ale od czegoś trzeba zacząć? czyż nie?
