Fuczadło-mruczadło, czyli Szeryf z hoteliku. Foto s.11

Bezdomny mały kotek w przy "Wielkiej ulicy" szuka DT, lub DS!
Mały, wcale nie dziki, przestraszony, ciekawy świata, samodzielny maluch przy ruchliwej, niebezpiecznej ulicy, powoli przekraczający granicę bezpieczeństwa - i pewne zakończenie. Pewne tym bardziej, że matką kociaka jest najprawdopodobniej szylkretowa podróżniczka, która ma swój olbrzymi wędrowny teren (maluchy, chyba często idą za matką, choćby dla zabawy?) przekraczający nawet tę ruchliwą ulicę, a obejmujący obszarem również duży parking. Szkoda kociaka, by albo zginął pod kołami samochodu, albo – z racji swojej niezwykłej urody – trafił w nie powołane ręce. Bezdomnych, potrzebujących kociaków jest cały ocean, wszystkie tak samo czekają na pomoc, ale rudy ma w sobie to coś. On nie pasuje do kręgu bezdomnych kotów, on nie jest dziki - on idealne komponowałby się do kanapy, do domu...
Ciekawy świata maluch, choć pewnie się pilnuje, być może w pewnej chwili zapomni o otaczającym go niebezpieczeństwie, i za szeleszczącym papierkiem uciekającym w stronę ulicy pobiegnie wprost pod koła samochodu… A to „być może” na pewno przypłaci życiem.
Dwa dni temu widziałyśmy go wciśniętego, wbitego w ścianę, wczoraj na krańcu trawy, dziś chodził wzdłuż muru. Jutro usiądzie zapewne na krawężniku, a za kilka dni uda się na spacerek koło ulicy.
Rudy, wciąż jeszcze bezimienny kociak to – jak widać na zdjęciach – biało-rudy maluch, uroczy i ciekawie umaszczony na pyszczku. Jakby farbą maźnięty. Sam, w całości wygląda jak „słodziak z obrazka”. Jest mały, ale wieku nie znamy – to maluch, już samodzielny w pełni. Mama się nim średnio interesuje. Rudy wygląda na zdrowego, może warto go wyłapać zanim złapie koci katar. Mały jest przezabawny, fajnie bawił się poruszającą trawą, czasem przesiaduje koło jakiś kolorowych roślin, chowając się może przed słońcem. Ma puszysty ogon, sam maluch chyba będzie puszysty.
Raczej jest doskonałym materiałem na miziaka, fajnego domowego kanapowca, wieczornego towarzysza telewizyjnego, czy ksiażkowego. Z pewnością rewelacyjnego kompana zabaw i szaleńst myszkowych, czy piłeczkowych. Dzisiaj, robiąc zdjęcia - dał do siebie podejść. Nie uciekł, choć miał taką możliwość. Tylko siedział, trochę niepewny, ale zaciekawiony. Zresztą - czy wygląda na przerażonego?
Jego świat może wyglądać i tak (kolorowo) i tak (szaro).
Wiemy, że otacza nas wszystkim obecnie, co chyba teraz niestety normalne, morze kociaków, a wątkowy rudy nie jest szczególnie potrzebujący (może żyć bardzo długo, unikając ulicznej tragedii, ale może również i już niebawem stracić życie pod kołami), ale może akurat zdarzy się cud i kociak znajdzie już od razu domek stały? Na razie jednak szuka również tymczasowego - bo zwyczajne rudego nam szkoda... Ma w sobie to coś, co powoduje, że nie można przejść koło niego obojętnie.
Za plecami fotografa znajduje się bardzo rucliwa i niebezpieczna ulica.
Mały, wcale nie dziki, przestraszony, ciekawy świata, samodzielny maluch przy ruchliwej, niebezpiecznej ulicy, powoli przekraczający granicę bezpieczeństwa - i pewne zakończenie. Pewne tym bardziej, że matką kociaka jest najprawdopodobniej szylkretowa podróżniczka, która ma swój olbrzymi wędrowny teren (maluchy, chyba często idą za matką, choćby dla zabawy?) przekraczający nawet tę ruchliwą ulicę, a obejmujący obszarem również duży parking. Szkoda kociaka, by albo zginął pod kołami samochodu, albo – z racji swojej niezwykłej urody – trafił w nie powołane ręce. Bezdomnych, potrzebujących kociaków jest cały ocean, wszystkie tak samo czekają na pomoc, ale rudy ma w sobie to coś. On nie pasuje do kręgu bezdomnych kotów, on nie jest dziki - on idealne komponowałby się do kanapy, do domu...
Ciekawy świata maluch, choć pewnie się pilnuje, być może w pewnej chwili zapomni o otaczającym go niebezpieczeństwie, i za szeleszczącym papierkiem uciekającym w stronę ulicy pobiegnie wprost pod koła samochodu… A to „być może” na pewno przypłaci życiem.
Dwa dni temu widziałyśmy go wciśniętego, wbitego w ścianę, wczoraj na krańcu trawy, dziś chodził wzdłuż muru. Jutro usiądzie zapewne na krawężniku, a za kilka dni uda się na spacerek koło ulicy.
Rudy, wciąż jeszcze bezimienny kociak to – jak widać na zdjęciach – biało-rudy maluch, uroczy i ciekawie umaszczony na pyszczku. Jakby farbą maźnięty. Sam, w całości wygląda jak „słodziak z obrazka”. Jest mały, ale wieku nie znamy – to maluch, już samodzielny w pełni. Mama się nim średnio interesuje. Rudy wygląda na zdrowego, może warto go wyłapać zanim złapie koci katar. Mały jest przezabawny, fajnie bawił się poruszającą trawą, czasem przesiaduje koło jakiś kolorowych roślin, chowając się może przed słońcem. Ma puszysty ogon, sam maluch chyba będzie puszysty.
Raczej jest doskonałym materiałem na miziaka, fajnego domowego kanapowca, wieczornego towarzysza telewizyjnego, czy ksiażkowego. Z pewnością rewelacyjnego kompana zabaw i szaleńst myszkowych, czy piłeczkowych. Dzisiaj, robiąc zdjęcia - dał do siebie podejść. Nie uciekł, choć miał taką możliwość. Tylko siedział, trochę niepewny, ale zaciekawiony. Zresztą - czy wygląda na przerażonego?

Jego świat może wyglądać i tak (kolorowo) i tak (szaro).
Wiemy, że otacza nas wszystkim obecnie, co chyba teraz niestety normalne, morze kociaków, a wątkowy rudy nie jest szczególnie potrzebujący (może żyć bardzo długo, unikając ulicznej tragedii, ale może również i już niebawem stracić życie pod kołami), ale może akurat zdarzy się cud i kociak znajdzie już od razu domek stały? Na razie jednak szuka również tymczasowego - bo zwyczajne rudego nam szkoda... Ma w sobie to coś, co powoduje, że nie można przejść koło niego obojętnie.

Za plecami fotografa znajduje się bardzo rucliwa i niebezpieczna ulica.