W poniedziałek zdecydowałam się zgarnąć do domu te 5 kociąt, które umieściłam w budce na balkonie. Deszcz, zimno, a matka zaczęła je zaniedbywać. Nie grzała, karmiła rzadko. Jednemu zaczęły wysiadać oczy.
W tej czwili jeden śpi na moim kapciu, reszta u syna na łóżku.
Całe szczęście, że syn zgodził się wziąć ich do swojego pokoju. Mają klatkę w której nocują.
Byliśmy u weta. Leczymy 1 parę oczu i pracujemy nad 5 parami uszu.
Kocica wyleguje się na balkonie i czeka na sterylizację. Rozstanie matki z dziećmi przeszło bez żadnych protestów- weszła na balkon z ogródka i zamiauczała- pokazałam jej dzieci w kontenerze i wytłumaczyłam co mam zamiar zrobić i dlaczego. Ona to zrozumiała. Przestała miauczeć i teraz wygląda na zadowoloną z życia.
Teraz mam swoją czwórkę, pięcioro maluchów, na jednym balkonie Rudziak, na drugim Cichutka, a w krzakach dokarmiam dwoje. Mam trochę ruchu w porze kolacji.
Malcy ładnie jedzą, mają już 6 tygodni. Już prawie nie ma pomyłek z kuwetą.