Strona 1 z 4

Rudolfina - już nie w schronisku, ale we własnym domu!

PostNapisane: Śro maja 27, 2009 11:22
przez Nov@
Witam serdecznie. Na prośbę jednej z koleżanek forumowiczek, zakładam oddzielny wątek Rudej Kici, czyli jednej z katowickich "niekochanych" tymczasek.
Chciałabym, żeby ten wątek był trochę jej pamiętnikiem, trochę rozrywką dla forumowiczów, a trochę radą dla tych, którym się wydaje, że każde puszyste futerko przychodzi, daje się głaskać i jest na zawołanie na kolanach, a jeśli nie, to... jest niefajnie.

Tak zaczęłam pisać o Rudolfinie jakiś czas temu... wiele czasu minęło, wiele sie wydarzyło w jej życiu... przeczytajcie sami...

PostNapisane: Śro maja 27, 2009 11:32
przez Nov@
Oto ona Ruda Kicia:
Obrazek Obrazek

Piękna, prawda?

A było to tak... Ja z mojej strony chciałam się włączyć w pomoc kotom. Po prostu. Koty kocham od zawsze. Bo tak. Chciałam być wolontariuszem w schronisku, pomóc moimi rękami, wspomóc finansowo. Ale poza tym, pomyślałam, że skoro mam taką możliwość, to choć nie chcę / nie mogę wziąć futerka na stałe do domu, to przecież mogę chociaż na "chwilę". I takie rozwiązanie wydawało mi się odpowiednie.

Natomiast Ruda ze swej strony była uprzejma alergizować najmłodszego członka rodziny swoich Dużych.
Zamiast do schronu, trafiła do mnie. A ja postanowiłam jej znaleźć fajny dom.

PostNapisane: Śro maja 27, 2009 11:40
przez Nov@
Początek nie był łatwy. Przyznam się, że nie wiem kto był bardziej zestresowany - ja czy ona :) Tyle, że ja byłam bardziej opanowana. Rudzielec w drodze do domu mało nie rozwalił kontenerka (gdyby nie pomoc Małej, to chyba byśmy nie dojechały).
W domu na dzień dobry było kupę pretensji... :evil: syczenie, rzucanie się na nogi, drapanie. Starałam się to wszystko znosić spokojnie... udało mi się nie podnosić głosu, chociaż chwilami czułam się emocjonalnie wykończona. Mówiłam, prosiłam, karmiłam, sprzątałam, zachęcałam, za każdym razem dostawałam z łapy w wyciągniętą rękę i z pazura w łydkę. Tak było przez kilka dni.

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

PostNapisane: Śro maja 27, 2009 11:49
przez Nov@
Trudno było się Rudej małpeczce przełamać, zaufać i dać pogłaskać. Po dwóch dniach może, zaczęła się ocierac o nogi. Ale od ręki uciekała. Dodatkowo ocierała się o wszystkie meble i była tak naelektryzowana, że jak już podeszła do dłoni, to dostawała elektrycznego kopa w nosek, co oczywiście nie sprzyjało zacieśnianiu więzi :?

Poza tym zaczęłam się martwić, czy nie dostanie rui. Nie znałam zachowań kotki w takim czasie, ale jej zachowanie było dziwne... to ocieranie, tarzanie się po podłodze:

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

mogło nie oznaczac nic, ale jakby to była ruja, to bałam się, że sterylizacja się odwlecze. Myślałam sobie, że skoro tak trudno się Rudzielcowi przyzwyczaić do Nowej, to im szybciej będzie się przyzwyczajać do właściwego swojego domu, tym lepiej. Ale nie chciałam jej zawieźć na zabieg za wcześnie, bo się obawiałam, że będzie podwójnie zestresowana... no i tak źle i tak nie dobrze :?
Postanowiłam jednak dać jej trochę czasu na odnalezienie się w nowej sytuacji mieszkaniowej.

PostNapisane: Śro maja 27, 2009 11:58
przez Nov@
Poza tym, że była niedotykalska, wszystko było w jak najlepszym porządku. Od razu jak się znalazła u mnie, zwiedziła mieszkanie nie omijając najciekawszych miejsc, jak górne szafki w kuchni, góra lodówki, zwały narzuty na sofie i parapety - szybko się stały ulubionymi miejscami. Mieszkam na drugim piętrze, więc widok idealny.

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Szybko się okazało, że Ruda jest bardzo niekłopotliwym kotem. Jest spokojna, zrównoważona, woli poobserwować, niż bawić się w szalone gonitwy. Chodzi, zwiedza, sprawdza, czy wszystko wszędzie ok. Lubi leżeć w swojej budce, pod krzesłem, albo na sofie. Je to, co dostanie, chociaż woli suche, ale pije wodę, więc w porządku. Ewentualnie można się pobawić miseczką z wodą, pogrzebać, pochlapać... nie wiem skąd to upodobanie :?:

PostNapisane: Śro maja 27, 2009 12:11
przez Nov@
W ciągu kilku dni, odkąd razem jesteśmy (od 16 maja), miałam trzy telefony w sprawie adopcji. Jeden od pana (chłopaka młodego chyba?) z Łodzi. Bardzo sympatyczny. Dom niewychodzący, ale za to z młodym kotem. Nie wiem, czy Ruda ze swoim charakterkiem chciałaby mieć towarzystwo :?: Chyba za daleko do Łodzi, żeby to sprawdzić :( Potem zadzwoniła pani z okolicy Katowic. Też miła, widać, że zna się na kotach, że emocjonalnie przygotowana na kocie fochy. Ma syna niepełnosprawnego, który bardzo lubi zwierzęta, pewnie by się polubili. Tylko że państwo w lecie mieszkają w domu wychodzącym. Rudzielec całe życie w mieszkaniu mieszka, więc obawiam się że mogłaby się wystraszyć i uciec. Dziewczyny forumowiczki odradzały te domy i trudno się nie zgodzić :? Ostatnio zadzwonił jeszcze jeden dom. Niewychodzący, zabezpieczone okna. Zakocony wprawdzie przez drugą rudaskę, ale za to blisko, w Czeladzi, więc można spróbować dogadać ze sobą dziewczynki. Kontakt jest, na razie pani czeka na sterylizację i po rekonwalescencji będziemy rozmawiać.
A sterylizacja jutro :roll: Wzięłam urlop, na pojutrze też. Trochę się boję... no ale ktoś tu musi zadbać o kogoś, więc będę twarda 8)

To nasza historia dziesięciodniowa :D Dalsze informacje, zdjęcia i emocje - na bieżąco.

Obrazek Obrazek Obrazek

PostNapisane: Śro maja 27, 2009 12:17
przez Nov@
No i najważniejsze jak dotchczas! Zapomniałabym! Już się głaszczemy! :D :D :D
Od poniedziałku. Przedwczoraj rano, jak codzień od ośmiu dni, próbowałam spokojnie i delikatnie, jak zwykle, pogłaskać rudy łepek... i... się udało! Myślałam, że to jakiś błąd w jej obliczeniach, czy coś 8) ale po powrocie z pracy było to samo... i już tak zostało :) Przełamała się bestyjka. Ufff...

PostNapisane: Śro maja 27, 2009 12:29
przez livy
Sliczna koteczka!
Powodzenia w znalezieniu najlepszego domku dla niej!

PostNapisane: Śro maja 27, 2009 12:41
przez Migota
Śliczna kicia i z charakterem, jak to rude. :lol: Podobna do mojej.
Duzo kciuków za domek. :ok: :ok: :ok: :ok: :ok:

PostNapisane: Śro maja 27, 2009 13:03
przez Mała1
oooo
jaki fajny wateczek rudej zołzebii :D
fajnie piszesz Nov@ :wink:

kciuki mocno sciskam jutro :ok:

PostNapisane: Śro maja 27, 2009 13:04
przez Cameo
Jestem. Cieszę się że kicia trafiła do Ciebie, jest piękna :love: będę tutaj zaglądać :D

PostNapisane: Śro maja 27, 2009 13:32
przez amajka
Super wątek, będę z przyjemnością tu zaglądać!
Kociczka jest śliczna i ciekawa kolorystycznie. Myślę że będą chętni. Aczkolwiek później może być różnie (odpukać) z powodu jej ostrego charakterku.
Tak sobie pomyślałam, dlaczego tak z reguły jest że kocice są bojowe a kocury do przytulania... Nie na darmo o agresywnej kobiecie mawia się "kocica" ;)
W moim domu koty są od zarania dziejów i zawsze tak było, i jest. Wśród moich 4 kotów jeden to kotka czteroletnia... bardzo ostra jest, nie znosi pieszczot - zamierza się łapą (co wygląda komicznie bo to pers) a i potrafi dziabnąć człowieka (zębami i pazurami). Do innych kotów jest łagodna, lubi się z nimi bawić.
A koleżanka jak brała maine coona, hodowczyni odradziła jej kotkę bo kociczki to nie do przytulania za bardzo...

PostNapisane: Śro maja 27, 2009 19:46
przez Agata&Alex
o, matko jaka ona piękna!!

PostNapisane: Śro maja 27, 2009 21:13
przez Nov@
A zgadza się, piękna jest kizia mizia :) Obwąchała już nowoprzybyły transporterek, który wygląda, jakby potrafił znieść jej niecierpliwe łapki, więc może chociaż podróż obędzie się bez przygód. Teraz łazi po mieszkaniu i tylko czekam aż zacznie rozdzierać pysia - gdzie jest moje jedzenie?! Bo ona je więcej w nocy. A dzisiaj głodówka... Będzie sraluch niezadowolony :?
Miło mi bardzo, że Wam się podoba wątek Rudzielca. Dziękuję za miłe słowa i... bądźcie z nami :D

PostNapisane: Czw maja 28, 2009 9:34
przez Mała1
kciukam za dzis :ok: