Strona 1 z 18

Ranny kotek z LO Staszica W-wa zlapany - potrzebne wsparcie

PostNapisane: Śro maja 20, 2009 20:29
przez Iwona5702
Wczoraj w ciagu dnia na terenie za szkola moja corka zauwazyla rannego kota ktory chodzil po sasiadujacym z szkola parkingu .
Moze jest na forum ktos z okolicy tej szkoly, kto zajmuje sie tam dzikimi kotami. Prosba o zwrocenie uwagi czy nie ma wsrod nich tego poturbowango kotka.

PostNapisane: Śro maja 20, 2009 21:07
przez Prążek
szkoda, że piszesz to dopiero dziś

napisz prosto do dziewczyn z wawy, bo moga postu nie zauważyć, bo np. nie mają czasu przeszukiwać forum

PostNapisane: Śro maja 20, 2009 21:08
przez Satoru
Ja mieszkam blisko ale jutro pracuje od 9 do 9 wiec nawet nie moge szybko obczaić sytuacji.
Podnoszę!

PostNapisane: Śro maja 20, 2009 22:03
przez ulinek0
podnoszę

PostNapisane: Śro maja 20, 2009 22:03
przez Prążek
Satoru, czy wiesz kto tam niedaleko mieszka z forumowiczek?

PostNapisane: Śro maja 20, 2009 22:39
przez Satoru
Prążek pisze:Satoru, czy wiesz kto tam niedaleko mieszka z forumowiczek?


forumowiczki z ochoty, ktore znam, mieszkaja dalej od tego miejsca niz ja. Chyba, ze ktoras tam pracuje lub ma po drodze do pracy lub z pracy. Ja niestety w zupelnie przeciwnym kierunku.

PostNapisane: Śro maja 20, 2009 22:46
przez serotoninka
czy Staszica to jest to liceum, tak jak jedzie tramwaj od Nowowiejskiej do filtrowej i potem na Ochotę? Jeśli tak to ja mam bliziutko. Mogę podejść z transporterem. Na 16:30 jadę ze swoimi dwoma domowymi kotkami na kastrację i sterylizację na Białobrzeską, mogłabym go też zabrać. O ile udałoby mi się go złapać. Ale skoro ranny... Wiadomo coś więcej? Jak bardzo ranny?

PostNapisane: Śro maja 20, 2009 23:15
przez Prążek
nie znam stolicy...

PostNapisane: Śro maja 20, 2009 23:34
przez serotoninka
To tam. Mogę jutro w ciągu dnia, tak koło 13 pójść tam z transporterem i kawałkiem jakiejś parówki na wabika. Więcej nie potrafię zrobić - nie mam klatki łapki, nie umiem łapać, mogę spróbować go zgarnąć tylko ot tak po dobroci. Jak się nie uda go złapać ale go zlokalizuję to dam znać i będziemy kombinować jakichś skuteczniejszych łapaczy. A co jak mi się uda? Mogę go zabrać do lecznicy (może taki niepewnego pochodzenia kot jechać razem z moimi domowymi jednym samochodem?) ale nie dam rady zapłacić za jego pewnie skomplikowane leczenie (jutro kastruję i sterylizuje moje kotki, 250 zł już zapłaciłam za badania przed tymi zabiegami... - nie mam kasy :( ). No i co z nim dalej będzie? Jak już go na przykład opatrzą? Ja nie mogę go wziąć do domu :(

PostNapisane: Śro maja 20, 2009 23:48
przez Prążek
:!:

PostNapisane: Śro maja 20, 2009 23:54
przez Motodrama
serotoninka pisze:To tam. Mogę jutro w ciągu dnia, tak koło 13 pójść tam z transporterem i kawałkiem jakiejś parówki na wabika.
Zrób, co możesz.

PostNapisane: Czw maja 21, 2009 0:03
przez Prążek
u nas jest wet co przyjmuje te bezdomne u was pewnie też gdzieś taki jest opłacany przez miasto/toz?

PostNapisane: Czw maja 21, 2009 9:05
przez serotoninka
A coś więcej wiadomo, w którym miejscu był dokładnie widziany? Ten parking jest na tyłach szkoły? W którą stronę kot szedł? Na ile jest sprawny, no bo skoro szedł to może nie jest z nim tragicznie? Oby dał się złapać o ile w ogóle tam jest... Coś wiadomo o jego kolorze? Czy poznam od razu, tak bardzo ranny? On kuleje? Broczy krwią? Za jakieś dwie godziny tam pójdę. A nuż uda się mu pomóc... Dam znać co i jak.

PostNapisane: Czw maja 21, 2009 13:15
przez serotoninka
Raport na gorąco. No więc tak - chyba go widziałam. I karmiłam, ale uciekł jak spróbowałam go chwycić za kark. Mówiłam, że jestem niewprawna w łapaniu. To tak w wielkim skrócie, a teraz szczegółowa relacja:

Najpierw długo łaziłam po okolicznych uliczkach i nie widziałam tam żadnego kota. Ale w końcu znalazłam miejsce, gdzie koty są karmione - trzeba z Filtrowej skręcić w Refenderską, to taka ślepa uliczka. Kończy się bramą. Przy bramie stoją miseczki z wodą, więc ktoś się tam kotami zajmuje). Przeszłam przez tę bramę i poszłam w lewo. Jest tam trawnik pomiędzy murem (szkoły chyba) i parkanem, za którym parkują samochody. Na tej trawie siedział, a właściwie leżał, ale nie na boku, tylko tak prosto, czujnie bury kot. Taki typowy buras, 100% kota w kocie. Nie jakiś wielki, ale też nie mały - ot średni bury kot. Jak leżał to wyglądał całkiem normalnie. Gdy podeszłam bliżej to wstał i odszedł kilka kroków - chodził też w miarę normalnie, nie kulał ani nic. Podeszłam bliżej, ukucnęłam, zakiciałam - nic, nie ruszył się. Zaczęłam rzucać mu parówkę. Jadł z apetytem, no ale wydawało mi się że to nie ten kot - bo cały czas był zupełnie normalny. Dopiero jak się obrócił to zobaczyłam, że cały drugi bok głowy ma bez futra i jakby ze strupami, miejscami rozdrapanymi, tak że widać czerwoną zaschniętą krew. Ponadto na plecach ma jakby jakiś stary ślad po czymś, tak jakby futro tam było krótsze, może był wygolony, czy wyłysiał, a teraz mu odrasta. Czy to o tego kota chodzi? Jeśli tak, to na moje oko on nie jest ranny, oceniałabym, że to jakaś stara sprawa, nie do końca wygojona, choć wygląda okropnie. Inna rzecz, że ten łysy placek , ma dość regularne brzegi. I jest łysy idealnie - tak jakby kotu ktoś wygolił to futro i coś mu może zszywał, leczył - nie wiem, może wcale nie. W każdym razie rzucałam tą parówkę coraz bliżej i w końcu kot podszedł do mnie i jadł mi z ręki. Także nie jest specjalnie dziki. Niestety jak tylko drgnęłam to jednak zwiewał. Jak spróbowałam capnąć go za kark to skoczył jak oparzony i pobiegł przez szparę w parkanie i potem już tylko patrzył na mnie spod samochodu.

Moje wnioski - kota by tam można chyba zostawić. On nie jest w złym stanie. Normalnie je, biega. Wygląda na kota w podeszłym wieku, ale znowu mówię - ja się nie znam, może jest po prostu taki zmasakrowany, zaniedbany i dlatego takie wrażenie sprawia. Oczka ma ładne, błyszczące, futerko też poza tym miejscem gdzie go nie ma ładne... No tyle, że on mi wygląda na kocura z pełnowartościowymi jajami. Może trzeba by go wykastrować? No tylko ja go sama nie złapię. Mogę pożyczyć transporter, mogę pokazać miejsce, zwabić go znowu na parówkę, ale sama raczej go nie schwycę... No chyba żeby spróbować zarzucić na niego jaki koc, czy co? Po dobroci się nie da. No i nie wiem jak się organizuje darmowe talony na sterylki, co z nim zrobić później itd. Czy ktoś może mi pomóc? No i przede wszystkim prośba do Iwony, żeby pogadała z córką, czy to ten kot. Bo może ja się przejmuję jakimś lekko tylko chorym burasem, a tam gdzieś w krzakach cierpi zupełnie inny kot... Nazwałam go sobie roboczo Stróżem, bo to miejsce za szkołą wskazała mi jakaś woźna, a on tak leżał na tym trawniku jakby pilnował tej całej szkoły ;)

PostNapisane: Czw maja 21, 2009 15:56
przez delfinka
Mieszkam przy Staszicu i znam okoliczne karmicielki.
Mam pułapkę.
Kota nie widziałam.
Na leczenie kota mogę dać talony.

Niestety nie jestem w stanie pomóc w łapaniu, ponieważ dziś rano powinnam wyjechać, ciągle jestem w domu, bo co chwila coś się dzieje.
A wyjechać muszę!

Satoru, jeśli Ty dasz doświadczenie, Serotoninka pomoc i przewodnictwo, ktoś da transport do lecznicy, to ja dam pułapkę i talony. Do odebrania u mnie w domu.
Podam też adres karmicielki (telefonu nie mogę znaleźć).