Strona 1 z 5

Pożar w zaklętym dworze. 6 odłowionych plus 3 maluszki

PostNapisane: Śro kwi 15, 2009 11:53
przez Prakseda
http://www.tvnwarszawa.pl/-1,1595576,0, ... omosc.html

Boże, tam mieszka ok 10 kotów. Mam nadzieję, że uciekły, wszędzie są otwarte okna.
Koty miały w piwnicy powstawiane pudła styropianowe i zrobione legowiska.
Moja współkarmicielka tam jest. Ona chce tam wejść sprawdzić czy któryś nie ranny.
Ale przecież to grozi zawaleniem.
Co robić??????

PostNapisane: Śro kwi 15, 2009 12:00
przez kalewala
Zachowaj spokój - koty na pewno uciekły.
Pewnie nie pokażą się z powrotem do razu, tylko za kila dni.

Tylko będzie problem z nowymi "miejscami noclegowymi"...

PostNapisane: Śro kwi 15, 2009 12:10
przez Ewik
Spokojnie...przecież taki ogien nie ogarnia budynku w ułamku sekundy...napewno jak koty tylko poczuły swąd wyniosły sie w bezpieczne miejsce...

PostNapisane: Śro kwi 15, 2009 12:13
przez Prakseda
Trudno zachować spoĸój, trzęsą mi sie wnętrzności.
A ja z daleka, w pracy, w innym mieście.

PostNapisane: Śro kwi 15, 2009 14:46
przez ksiezna_kluska
niech Twoja znajoma porozmawia ze strażakami- muszą przecież sprawdzić cały budynek, czy nie było w nim ludzi.
jeśli jeszcze nie sprawdzili- niech powie, że tam mieszkały koty, niech przy okazji sprawdzą... ale nawet jeśli jest już po fakcie, to napewno widzieli, czy zwierzaków nie było.

spokojnie, strażacy to dobre dusze, skoro już wchodzą w niebezpieczne miejsce to uratowaliby koty- gdyby tam były...
ale na pewno uciekły, głowa do góry :ok:

PostNapisane: Śro kwi 15, 2009 14:54
przez Henia
Ja też uważam że uciekły ,u mnie jak rozbierali stare magazyny wszystkie koty jak rozwalali w ciągu dnia przenosiły sie obok na podworko a w nocy wracały na stare miejsce :( smutno mi było na nie wieczorem patrzeć ,ale dzięki temu że wracały ,ja zostawiałam jedzenie a one nie poszły daleko .Mimo rozwalania dzwigiem koty nie ucierpiały .
Tylko teraz trzeba pilnować jak będą zabijać wejścia (bo pewnie będą)i zostawić im wyjście.
Ja też wtedy strasznie się denerwowałam i jak tylko robotnicy kończyli od razu leciałam i nawoływałam całe towarzystwo.

PostNapisane: Śro kwi 15, 2009 14:54
przez Prakseda
ksiezna_kluska pisze:niech Twoja znajoma porozmawia ze strażakami- muszą przecież sprawdzić cały budynek, czy nie było w nim ludzi.
jeśli jeszcze nie sprawdzili- niech powie, że tam mieszkały koty, niech przy okazji sprawdzą... ale nawet jeśli jest już po fakcie, to napewno widzieli, czy zwierzaków nie było.

spokojnie, strażacy to dobre dusze, skoro już wchodzą w niebezpieczne miejsce to uratowaliby koty- gdyby tam były...
ale na pewno uciekły, głowa do góry :ok:


Stażacy są na miejscu, bo jeszcze sie dopala. I pewnie tam jeszcze dlugo będą dyżurować.
Jak wrócę to zaraz tam pójdziemy. Paliła sie góra, piwnice chyba nie. Ale są zalane.
Co prawda koty chodziły po wszystkich kondygnacjach.

PostNapisane: Śro kwi 15, 2009 20:27
przez ksiezna_kluska
i jak?

wiesz już coś...?

PostNapisane: Czw kwi 16, 2009 8:33
przez Prakseda
ksiezna_kluska pisze:niech Twoja znajoma porozmawia ze strażakami- muszą przecież sprawdzić cały budynek, czy nie było w nim ludzi.
jeśli jeszcze nie sprawdzili- niech powie, że tam mieszkały koty, niech przy okazji sprawdzą... ale nawet jeśli jest już po fakcie, to napewno widzieli, czy zwierzaków nie było.

spokojnie, strażacy to dobre dusze, skoro już wchodzą w niebezpieczne miejsce to uratowaliby koty- gdyby tam były...
ale na pewno uciekły, głowa do góry :ok:


Nie sprawdzali budynku, w ogóle tam nie wchodzą. Groźba zawalenia.
Pytałam o koty, niestety facet nie był życzliwy. Spojrzał na mnie z ironią i powiedział z kpiną: Jak znajdziemy jakiegoś, to weżmiemy w kieszeń i zawieziemy do jednostki.
Nie wziął mojego telefonu. Przypomniałam mu, że jak znajdzie ranne zwierzę, zobowiążany jest wezwać patrol Eko Straży Miejskiej.

Wczoraj wieczorem część kotów wróciła w porze karmienia. Teren był pilnowany przez ochroniarza ale facet trochę "wzięty pod włos" pozwolił nam zostawić jedzenie. Potem przyjechała Straż Miejska i w trosce o nasze bezpieczeństwo prosili by odejść. :wink:

Ja te koty muszę wyłapać. Tam już nie ma dla nich miejsca. Budynek będzie zabezpieczony i ogrodzony. Tam będzie toczyć się wojna między Konserwatorem Zabytków a deweloperem.

PostNapisane: Czw kwi 16, 2009 8:43
przez marcjannakape
Kciuki :ok: :ok: :ok: za szybkie znalezienie kotów i ich przeniesienie.
Trzymaj sie Praksedo!

PostNapisane: Czw kwi 16, 2009 8:46
przez Henia
Raczej nie będzie możliwości postawienia budek na terenie ogrodzonym (nie w budynku ,tylko na zewnątrz)?
Wojna na pewno będzie trwała ,czy to przejąl prawnie właściciel ?czy już sprzedał deweloperowi ?kto tam w tej chwili rządzi?

PostNapisane: Czw kwi 16, 2009 9:01
przez Prakseda
Henia pisze:Raczej nie będzie możliwości postawienia budek na terenie ogrodzonym (nie w budynku ,tylko na zewnątrz)?
Wojna na pewno będzie trwała ,czy to przejąl prawnie właściciel ?czy już sprzedał deweloperowi ?kto tam w tej chwili rządzi?


Nie, na zewnątrz nie ma możliwości, to jest przy parku - ludzie, psy, w nocy menele, itp
Nie wiem, w końcu, to tam rządzi. Ochroniarz mówił, że dziś z zagranicy przyjeżdza właściciel. W "Zyciu Warszawy" piszą jakoby już developer przejął teren.
Tak czy tak, koty już tam nie pomieszkają.

PostNapisane: Czw kwi 16, 2009 10:57
przez mziel52
A masz pomysł, dokąd je przenieść?
Jeśli będziesz potrzebowała wsparcia, to pisz.

PostNapisane: Czw kwi 16, 2009 11:10
przez Prakseda
mziel52 pisze:A masz pomysł, dokąd je przenieść?
Jeśli będziesz potrzebowała wsparcia, to pisz.


Jeszcze nie, ale coś wymyślę.

PostNapisane: Czw kwi 16, 2009 11:21
przez amcia
Aha, to pewnie sam developer zlecił podpalenie ;) Niestety, wiem z róznych źródeł, że tak się robi. Kiedy budynek jest w mocy konserwatora na atrakcyjnym miejscu, po spaleniu zostaje ruina, której sie nie da już odremontować.
Na pewno tam juz nie będzie miejsca dla kotów. :(