*Amik* - czy płochliwy kot ma szanse na dom [*]

Amika pierwszy raz zobaczyłam kilka lat temu jak siedział skulony pod jednym z balkonów na naszym osiedlu. Byłam pewna że to jakiś dziki kot, choć nigdy wcześniej go nie widziałam. Miałam przy sobie karmę, więc spróbowałam do niego podejść. W jego oczach widać było przerażenie, strasz i lęk. Był przerażony do tego stopnia, że nie miał odwagi się ruszyć, patrzył we mnie swoimi wielkimi oczkami... Wyjęłam karmę, położyłam przed kotem, i trochę się odsunęłam. Kot zjadł trochę, cały czas się na mnie patrząc. No i poszłam... Później już go nie widywałam...
Trochę czasu minęło od pierwszego spotkania. Pewnego razu wychodząc na spacer z psem, zobaczyłam Amika przed naszym blokiem, tam gdzie zwykle karmię koty. Szybko wróciłam po jedzenie, wysypałam je pod krzaczkiem. Widać było że kot jest głodny i szuka jedzenia. Zjadł. Po kilku dniach znowu widziałam go pod krzakiem, tam gdzie dawałam mu jeść. Znowu zjadł. I coraz częściej przychodził do mnie pod blok. Wtedy zaczynała się już zima, jeszcze nie padał śnieg, ale było bardzo zimno. Wyniosłam mu pudełko po butach z kocykiem w środku. No i dopiero wtedy zobaczyłam że to NIE jest dziki kot. No bo jaki dziki kot wszedł by do pudełka po butach i zaczął mruczeć ? Po kilku dniach Amik dostał ode mnie w prezencie piękną, drewnianą ocieplaną kocią budkę, którą postawiłam pod krzakiem. Do budki wchodził i w nocy tam nocował. Dawał się już głaskać, ale o braniu na ręce nie było mowy. No i wtedy dowiedziałam się od osiedlowej karmicielki kotów że Amika wyrzuciła z domu jego Pani, która robiła remont w mieszkaniu. Nie będę tego komentować, bo same brzydkie słowa cisną mi się na klawiaturę.
Amik codziennie dostawał od nas jedzonko i tak się oswajał od nowa...
Rok temu w zimę zabraliśmy go do domu. Mimo że bardzo długo był bezdomny, od razu załatwił się ładnie do kuwety, wiedział "co i jak", widać było że wie co to mieszkanie. Niestety nadal jest płochliwy, tj. daje się głaskać i bardzo to lubi, ale nie daje się brać na ręce, boi się gwałtownych ruchów i hałasów. W sumie to mu się nie dziwię, ludzie na osiedlu ganiali go, dzieci rzucały szyszkami i kamieniami, a inny szczuli psami. Amik ma też jeszcze jedną wadę - czasami chodzi po domu i miauczy, bo chce wyjść na dwór. Ale poza tym to wspaniały kociak. W dzień zazwyczaj śpi, mojego psa toleruje, właściwie to czasami zamiast do mnie na głaski, podchodzi do Diny. Koty też lubi, do jednego z nich podbiega z charakterystycznym "mrrrruuuu" żeby się przywitać. Tak jak wcześniej pisałam, korzysta z kuwety, nawet jak boi się wejść do pokoju w którym stoi kuweta, nie załatwi się poza nią. On po prostu musi znaleźć spokojny domek, domek w którym w końcu poczuje się kochany...











Zapraszam na wątek Amika.
Trochę czasu minęło od pierwszego spotkania. Pewnego razu wychodząc na spacer z psem, zobaczyłam Amika przed naszym blokiem, tam gdzie zwykle karmię koty. Szybko wróciłam po jedzenie, wysypałam je pod krzaczkiem. Widać było że kot jest głodny i szuka jedzenia. Zjadł. Po kilku dniach znowu widziałam go pod krzakiem, tam gdzie dawałam mu jeść. Znowu zjadł. I coraz częściej przychodził do mnie pod blok. Wtedy zaczynała się już zima, jeszcze nie padał śnieg, ale było bardzo zimno. Wyniosłam mu pudełko po butach z kocykiem w środku. No i dopiero wtedy zobaczyłam że to NIE jest dziki kot. No bo jaki dziki kot wszedł by do pudełka po butach i zaczął mruczeć ? Po kilku dniach Amik dostał ode mnie w prezencie piękną, drewnianą ocieplaną kocią budkę, którą postawiłam pod krzakiem. Do budki wchodził i w nocy tam nocował. Dawał się już głaskać, ale o braniu na ręce nie było mowy. No i wtedy dowiedziałam się od osiedlowej karmicielki kotów że Amika wyrzuciła z domu jego Pani, która robiła remont w mieszkaniu. Nie będę tego komentować, bo same brzydkie słowa cisną mi się na klawiaturę.
Amik codziennie dostawał od nas jedzonko i tak się oswajał od nowa...
Rok temu w zimę zabraliśmy go do domu. Mimo że bardzo długo był bezdomny, od razu załatwił się ładnie do kuwety, wiedział "co i jak", widać było że wie co to mieszkanie. Niestety nadal jest płochliwy, tj. daje się głaskać i bardzo to lubi, ale nie daje się brać na ręce, boi się gwałtownych ruchów i hałasów. W sumie to mu się nie dziwię, ludzie na osiedlu ganiali go, dzieci rzucały szyszkami i kamieniami, a inny szczuli psami. Amik ma też jeszcze jedną wadę - czasami chodzi po domu i miauczy, bo chce wyjść na dwór. Ale poza tym to wspaniały kociak. W dzień zazwyczaj śpi, mojego psa toleruje, właściwie to czasami zamiast do mnie na głaski, podchodzi do Diny. Koty też lubi, do jednego z nich podbiega z charakterystycznym "mrrrruuuu" żeby się przywitać. Tak jak wcześniej pisałam, korzysta z kuwety, nawet jak boi się wejść do pokoju w którym stoi kuweta, nie załatwi się poza nią. On po prostu musi znaleźć spokojny domek, domek w którym w końcu poczuje się kochany...











Zapraszam na wątek Amika.