W mojej piwnicy od wiosny znajdują się 2 małe koty. Mieszkam w bloku i wiem, że stanowią one problem dla zdecydowanej większości mieszkańców. Jest o tyle źle, że przez całe dotychczasowe życie przebywały tylko w tym miejscu o nigdy nie były na zewnątrz, nie widziały słońca. Co prawda odwiedza je ich matka, wskakująca do nich przez okienko, ale one tego nie potrafią. Często pałętają się z ciekawości na schodach, ale są bardzo bojaźliwe.
Tydzień temu moja mama z pewną inną panią uznały, że oddamy je do schroniska, gdzie na pewno mniej by się męczyły (zostałyby odpchlone, żyłyby w naturalniejszych dla nich warunkach). Po pierwszym telefonie powiedziano nam, że wystarczy wezwać wóz interwencyjny i oni się tym zajmą. Jednak gdy zadzwoniłyśmy żeby się umówić z kierowcą, powiedziano nam, że to jest bardzo drogie i w tej sprawie trzeba składać podania i pisma po urzędach, żeby ktoś coś z tym zrobił. Biurokracja

Nadchodzi zima, będzie coraz ciemniej, a gdy zaczną grzać kaloryfery, grozi plaga pcheł (tam dość często ktoś chodzi). Poza tym jakby niezbyt chętnie załatwiają się do piasku, który im ktoś przyniósł - nieczystości są w całej piwnicy, a sprzątaczki odmawiają już sprzątania.
Nie mamy pomysłu, co z nimi zrobić. Są to 2 czarne kotki. Tylko jeden daje mi się głaskać i ogólnie jest z niego pieszczoch (przypuszczam, że to samiec), ale na ręce nie daje się brać. Za to drugi jest bardzo dziki - wystarczy ukradkiem go dotknąć i już ucieka jak oparzony. Pierwszy reaguje na swoje imię i przybiega do nogi, więc myślę, że miałby spore szanse zaprzyjaźnienia się z ewentualnym właścicielem.
Proszę o jakieś pomysły, sugestie dotyczące pomocy tym kotkom...