» Czw sty 15, 2004 15:30
chyba jednak zraził sie do mnie. kiedy sie do niego zblizam odchodzi lub zwiewa. wczoraj wolal siedziec obok TZ i pozwalal mu sie glaskać, mimo iz boi sie mezczyzn niz byc głaskanym przeze mnie.
Osaczony w malym zamknietym pokoju zaczął dzis rozpaczliwie, zalosnie miauczec, probowal na mnie nafukac, potem zrezygnowany zwinął sie w kłebek na kanapie. Oddychal glosno i z przerazenia mial zacisniete powieki. nawet nie uciekal. serce mu tak waliło, ze widac bylo przez skore.
Lezal tak jeszcze dobre 10 minut po podaniu kropelek. Przestraszyłam sie, ze wpadła w atak padaczkowy z przerazenia.
Zawsze sie bałam jego choroby.
Pyzie mozna podac kazdy lek, bez zawijania, osaczania, przytrzymywania. znosi wszystko tak spokojnie, jakby nie chodzilo o nią.
Maryska to panikara, wrzeszczy "morduja mnie, zabijaja, ratunku, zjedza zaraz zywcem", ale da sie wziąc ba ręce bez problemu, trzeba tylko zrecznie zawinąc.
Tygrys to powazny problem. gdybym musiala go kiedys dłuzej leczyc, musialabym sie chyba wystarac o klatkę, zeby muc mu podawac leki bez oasaczania, wypłaszania ze wszystkich kątów.
Nie wiem kto gorzej to znosi, on czy ja.
czuje się tak podle, jak tylko mozna. nie pomaga tłumaczenie, ze to dla jego dobra, ze nieleczona infekcja oczu moze sie przeniesc gdzies w głąb gałek ocznych i do mózgu.