Byłam u pani Uli! Późno, bo ok 19.00. Pojechalismy z Winiem z moim staruszkiem.
Anja, nie wiem jak Ci dziękowac za ten namiar!
Od żadnego weta nie dowiedziałam sie tyle o mocznicy jak od Niej. Bylismy tam 50 min. i choć po samym badaniu poswięciła nam tyle czasu aby uświadomic nam w czym problem nie wzięła od nas ani grosza! Dowiedziałam się dlaczego kocio tak dziwnie się pokłada, nie musiałam nawet opisywać, bo kobieta doskonale wiedziała jaka to poza. Okazuje się, że przy mocznicy i brakach w elektrolitach te winiowe wykrętasy i odloty to objawy neurologiczne a nie ból nerek czy czegoś innego. Klasyczna poza- pupa siedzi , przód leży. Osłuchała mu serducho i oprócz niedomykającej sie jednej zastawki ( to w końcu wiek) jest nieźle, zasuwa jak u młodzieniaszka. Co prawda narazie nic nie wiadomo, póki nie zrobimy badań, ale mamy tyle parametrów do określenia, że chyba nic sie nie przegapi. Jutro pobieramy krewkę i jadziem ratować Wincusia! Dowiedziałam sie przy okazji o kocie który trafił do Niej w wieku 18 lat i z mocznicą przeżył jeszcze 4! Słabo?
Co prawda pod scisłą kontrolą, ale 4 lata!
Mój staruszek był najlepszy, pani Ula mówi, mówi a mój ojciec: "Pani to chyba w innych uczelniach sie kształciła..."
Pani Ula zdziwiona: "Dlaczego?" "Bo u tylu lekarzy już byliśmy i nikt nam o tym nie powiedział..." Żałuję, że nie trafiłam tam już na wiosnę, a tak jakiś konował widząc wychudzonego, zfilcowanego kota stwierdził, że jest po prostu stary, a tu mocznica z objawami bijącymi po oczach. Nawet badań nie zalecił...Ech, jak widać są Weterynarze i weterynarze....
Kto może niech trzyma za mojego stareńkiego kocia kciuki. Tak młodo wygląda, musi sobie jeszcze pożyć!
Pozdrowionka, i jeszcze raz dzięki!