Melcia Istnycud. Cud, że żyje :)...

Melcia jest klasyczną jasnoburą kocią pięknościa. ma jakieś 7 miesięcy, z czego tylko ostatni przeżyła jako kotka domowa, a właściwie tymczasowa, w bezpiecznym domu, w ciepłym pokoju, na wygodnym posłanku.. Ale był to bardzo trudny miesiąc, pełen stresujących wycieczek w zamkniętej torbie, skąd nie było ucieczki, przez huczące, przerażające miasto, do jeszcze bardziej przerażającego, niebezpiecznie pachnącego "gabinetu", gdzie Melcię kłuto, krojono, szyto i kręcono nad nią z powątpiewaniem głowami: Istny cud, że tak długo przeżyła!!!" "Istny cud, jeśli się uda ją uratować!!!" I tak Melcia otrzymała nazwisko Istnycud
Długo o niej nie pisałam, bo bałam się cokolwiek wspominać, żeby nie zapeszyć.
Melcię wypatrzyłam na osiedlowym, międzyblokowym kotowisku, wśród gromadki moich wolno żyjących podopiecznych. Trudno było jej nie zauważyć, bo miała ok 5 cm różowy kikucik ogonka. Wyglądało to, jakby ogonek został wyrwany przez psa czy człowieka, tylko ludziemówili, że to już od dawna tak chodzi, a kikucik nie porastał skórką, ciągle wyglądał jak świeża rana. Kiedy po kilku próbach udało się Melcię złapać i zanieść do weta(oj.... jaka była dzika- przez grube rękawice wetki mnie pogryzła), okazało się, że to nie ogonek, co wiecej- Melcia urodziła się bez ogonka, na dodatek jako obojnaczek, a to różowe to.... wypadająca kiszka stolcowa. Bo Melcia urodziła się też bez zwieraczy odbytu
Pierwsze tygodnie były koszmarne: mimo kilkakrotnego zaszywania odbytu, potem przycinania wypadającej części nie było żadnej poprawy, po kilku dniach wypadała dalsza część, a Melcia, cierpiąca na uporczywe biegunki, wycierała sobie swój biedny odbycik o ściany, fotele, łóżko... Możecie sobie wyobrazić, jak pokój wygląda (mojej córki- jak wróci zza granicy, to mnie zabije, już zapraszam na pogrzeb
)
Wreszcie wetka postanowiła wykorzystać ostatnią szansę: otworzyła brzuszek i przyszyła kiszeczkę do mięśni brzuszka. I trzyma się
Już ponad 3 tygodnie minęły, wszystko się ładnie zrosło i ładnie trzyma. kociak odżył, jest wesolutki, baraszkuje, gania za piłeczkami, wskakuje na kolanka, tuli się łasi, mruczy, jest strasznie miziasta. Niestety, boi się moich kotołaków i kiedy są w pobliżu, to chowa sie do ciasnego kącika. Czasem zamykam ją jeszcze w jej pokoju, zeby sobie odpoczęła, spokojnie zjadła i wykuwetkowała, ale bardzo nie chce siedzieć sama, drapie w drzwi i awanturuje się.
Melcia nigdy juz nie będzie w pełni zdrowa, trzeba bardzo uważać na jej dietę, no i nie zawsze udaje jej sie zostawić koopkę w kuwecie, chociaż bardzo się stara i kopie z wielkim zapamiętaniem. Ale póki są to zwarte bobki, to nie ma tragedii.
i oto, moi drodzy, otworzyłam ostatni numer KOTA i dowiedziałam się, ze Melcia Istnycud jest...... prawie Manxem
Wszystko byłoby dobrze, tylko Melcia bardzo się boi innych kotów, a ja się bardzo boję, zeby któryś nie drapnął ją w biedną doopkę. Co to za życie w zamkniętym pokoju??????
Czy ktoś zechce takiego ślicznego kotka bardzo specjalnej troski?








Melcię wypatrzyłam na osiedlowym, międzyblokowym kotowisku, wśród gromadki moich wolno żyjących podopiecznych. Trudno było jej nie zauważyć, bo miała ok 5 cm różowy kikucik ogonka. Wyglądało to, jakby ogonek został wyrwany przez psa czy człowieka, tylko ludziemówili, że to już od dawna tak chodzi, a kikucik nie porastał skórką, ciągle wyglądał jak świeża rana. Kiedy po kilku próbach udało się Melcię złapać i zanieść do weta(oj.... jaka była dzika- przez grube rękawice wetki mnie pogryzła), okazało się, że to nie ogonek, co wiecej- Melcia urodziła się bez ogonka, na dodatek jako obojnaczek, a to różowe to.... wypadająca kiszka stolcowa. Bo Melcia urodziła się też bez zwieraczy odbytu

Pierwsze tygodnie były koszmarne: mimo kilkakrotnego zaszywania odbytu, potem przycinania wypadającej części nie było żadnej poprawy, po kilku dniach wypadała dalsza część, a Melcia, cierpiąca na uporczywe biegunki, wycierała sobie swój biedny odbycik o ściany, fotele, łóżko... Możecie sobie wyobrazić, jak pokój wygląda (mojej córki- jak wróci zza granicy, to mnie zabije, już zapraszam na pogrzeb

Wreszcie wetka postanowiła wykorzystać ostatnią szansę: otworzyła brzuszek i przyszyła kiszeczkę do mięśni brzuszka. I trzyma się

Melcia nigdy juz nie będzie w pełni zdrowa, trzeba bardzo uważać na jej dietę, no i nie zawsze udaje jej sie zostawić koopkę w kuwecie, chociaż bardzo się stara i kopie z wielkim zapamiętaniem. Ale póki są to zwarte bobki, to nie ma tragedii.
i oto, moi drodzy, otworzyłam ostatni numer KOTA i dowiedziałam się, ze Melcia Istnycud jest...... prawie Manxem

Wszystko byłoby dobrze, tylko Melcia bardzo się boi innych kotów, a ja się bardzo boję, zeby któryś nie drapnął ją w biedną doopkę. Co to za życie w zamkniętym pokoju??????
Czy ktoś zechce takiego ślicznego kotka bardzo specjalnej troski?







