Śnił mi się Bazyl. Powiedziałam synowi, że nigdzie nie mogę znaleźć Bazylka i żeby sprawdził w szafie
Otwiera szafę, a tam "śpi" Bazyluś. Zwinięty w kłębek. Mówię do syna, że Bazyluniuś nie żyje, bo go uśpiliśmy trzy dni temu. Na co Bazyl podnosi głowę i tak patrzy jakby spał trzy dni i wodzi oczami, bo nie wie gdzie jest. Ja za telefon, ale nie mogę się dodzwonić do lecznicy, chciałam wiedzieć co zrobić z kotem, który przeżył eutanazję. Jakieś leki, czy co
Martwiłam się, żeby mi nie umarł
Wet nie odbiera. Bazylek trzy dni jadł i nie pił. Muszę biec do sklepu po jedzenie. Po gourmeta. Bazyl wychodzi z szafy i mówi do mnie, a raczej przekazuje mi informację telepatycznie, że jest zdrowy, nie ma już raka i czuje się dobrze
Patrzę, kot zdrowy, sierść świecąca, odrosła na łapach i brzuchu przez trzy dni
Idziemy na przedpokój, kot siada i patrzy w kierunku wejściowych drzwi, ja siadam za nim i go obejmuję, mówię mu, ze bardzo za nim tęskniłam, pytam jak się tu dostał. On patrzy na ścianę obok drzwi i przekazuje mi, jakby w myślach, że przyniósł go tu ten duch, którego ja nie widzę, ale widzę, że Bazylia wpatruje się w niego i wiem, że ten duch tam stoi
W myślach mu dziękuję. Budzę się i szukam kota
Dopiero po chwili dociera do mnie, że to był sen. Bardzo realny, bo czułam jeszcze jego miękką sierść, zapach i dotyk.