Znalazłam kota, lub to on znalazł mnie.
Jest śliczny, czarny z białą łatką pod szyją i białą kępką między tylnymi łapkami. Kastrat. Wydaje mi się, że ma ok. 2-3 lata. Jest strasznie przylepiasty, włazi mi na kolana, mruczy, skarży się na swój koci los i cały czas gada. Łazi za mną jak pies, mam problemy z pójściem do pracy, bo leci za mną.
Jak zrobiło się zimno to biorę go na noc na klatkę schodową. Ma tam spanie, kuwetę, jedzonko i picie. Ale rano wynoszę go do ogródka przed dom. Muszę tak robić ze względu na sąsiadów. Jeść dostaje 3 razy dziennie. Wygląda już całkiem ładnie. Na początku był chudaskiem.
Problem jest w tym, że nie mogę go zatrzymać, mam już 5 kotów.
Rozwiesiłam w okolicy ogłoszenia, ale nikt się nie odezwał. Znajomi juz też zakoceni i zapsieni.
Może ktoś go szuka?
Objawił się jakieś 2 tygodnie temu w Warszawie, na Saskiej Kępie, ul. Berezyńska. Podaje tak dokładnie, bo może ktoś zgubił tego kota w tej okolicy?