U nas to była tak troche dziwnie... Kiedy od pewnych ludzi brałam kotka dla moich rodziców, byłam jeszcze kompletnie zielona w temacie rozmnażania kotów domowych, rodowodów i pseudohodowli. Ludzie ci mieli kotkę podobna do norweskiej leśnej - przepiękną. Facet opowiadał, że kupił ją na giełdzie, okazyjnie, bo "ostatnia z miotu i bez rodowodu". Stara śpiewka, ale ani on ani ja wtedy o tym nie wiedzieliśmy. Kotka była śliczna, coś jak Franeczka naszej Vivien. W obronie tych ludzi mogę powiedziec, że nie prowadzili pseudohodowli - Guinnessa dostałam za darmo, bez jakichkolwiek pretensji do rasy, odrobaczonego (ale już bez szczepień... i za młodego, teraz o tym wiem).
Kiedy kotek był u nas na przechowaniu, przeczesywaliśmy internet w poszukiwaniu informacji o norwegach (mając w pamieci Guinnessową mamusię) i zakochaliśmy się kompletnie. Potem trafiłam na forum koty.pl i tam czekał mnie zimny prysznic, co do kwestii rasowości, rodowodów i cen kotów rasowych. Edukacja forumowa miała ten skutek, że już z bardziej podkulonym ogonem pisałam do hodowców norwegów, tak bardziej sztuka dla sztuki, bo od strony finansowej nie wyglądało to zbyt optymistycznie. A potem sie wszystko zmieniło i nagle mogłam marzenie o norwegu zrealizować! A kiedy trafiłam do hodowli, z któej mamy oba nasze kociambry, wiedziałam już, ze norweg i tylko norweg! Przywitał mnie piękny, rudy kocur, który dał sie miziac i głaskać, a maluchy były po prostu cudowne... Tak trafił do nas Hacker. A potem Jankes.
Chciałabym przy tym podziękować Ananke i Ariell za cierpliwe odpowiadanie na maile i tłumaczenie spraw (teraz dla mnie też) oczywistych: że nie ma norwegów bez rodowodów itd.