Strona 1 z 2
Mieszka z 70-ma kotami

Napisane:
Śro sie 27, 2003 23:49
przez Inka
W codziennej gazecie VG ukazal sie taki artykul:
http://www.vg.no/pub/vgart.hbs?artid=73199
Otworzcie sobie link, aby zobaczyc fotki.
A tutaj tlumaczenie wiekszej czesci artykulu:
Mieszka razem z 70-ma kotami
- nie otrzyma zapomogi socjalnej
W szufladach komody leza koty jeden na drugim. Na polkach stoja ciasno obok siebie. Sa wszedzie w tym baraku o powierzchni 15kvm.
- Koty sa moja rodzina, i moim lekarstwem. Nie pozbede sie ani jednego z nich, mowi Lise Tove.
Lise Tove mieszka wsrod kotow, i sypia na lozku polowym, stojacym pod sciana.
Jest zrujnowana ogromnymi wydatkami na karme i zwirek.
Tuz przy wejsciu stoi nie mniej niz 12 kuwet, w ktorych koty zalatwiaja swe potrzeby.
- Z powodu wypadku samochodowego jestem rencistka, ale renta w wysokosci 9200kr na miesiac, nie starcza, opowiada 44-letnia kobieta.
Obliczyla, ze na koty wydaje ok 9300kr w miesiacu, i z powodu kotow jej dlugi urosly do 40 000kr.
- Jestem wsciekla na sektor opieki socjalnej w Averoy, ktory odmawia mi pomocy na moje biezace wydatki, mowi Lise Tove.
Pieniadze na jedzenie, i podstawowe potrzeby pozyczyla od przyjaciol i znajomych.
Powiatowy sektor opieki spolecznej w Aweroy na terenie Nordmore odmawia pomocy, poniewaz wg szefa sektoru Lise Tove ma wystarczajaco pieniedzy na wlasne potrzeby, ale zle dysponuje pieniedzmi, kupujac karme dla kotow.
Jesli pozbedzie sie kotow, otrzyma pomoc zarowno od Powiatu Kristiansund, Frei i Averoy - ale nie wczesniej.
- Wg prawa istnieja zarzadzenia o pomocy dla potrzeb specjalnych. Nie moge zyc bez moich kotow, mowi Lise Tove - i pokazuje oswiadczenie lekarskie, w ktorym "czarno na bialym" jest napisane, ze zwierzeta (koty :Inka) sa bardzo wazne dla jej ogolnego samopoczucia.
Chce zalozyc pensjonat dla kotow, i uwaza, ze Zarzad powiatowy powinien jej pomoc, zamiast stwarzac problemy.
- Ale czy nie uwazasz, ze wymagasz zbyt wiele, oczekujac od wladz powiatowych, ze dadza ci do dyspozycji lokum z miejscem dla tak duzej ilosci kotow?
- Nie uwazam tak, skoro juz jest tak wiele kotow.
Otrzymala od wladz powiatowych oferte mieszkania, w ktorym bedzie mogla zatrzymac 2-3 koty - ale nie prawie 70.
2 tygodnie temu musiala wraz z kotami opuscic mieszkanie, ktore wynajmowala. Z powodu skarg sasiadow na koty, ktorych wszedzie w okolicy bylo pelno, otrzymala od wladz powiatowych zarzadzenie, ktore w praktyce zmusza ja do trzymania kotow wewnatrz baraku.
Zaden z kotow nie zostal poddany kosztownemu zabiegowi kastracji lub sterylizacji. Lise Tove Rosand wydaje wszystkie pieniadze na karme i zwirek.
Tak wiec koty rozmnazaja sie w duzym tempie.
- Podczas ostatniego liczenia bylo ich ponad 60, teraz jest prawie 70, mowi Christian Megaard (Urzad Powiatowy :Inka).
Lise Tove Rosand zaangazowala adwokata Bjorn Meltzer, w kocim konflikcie z wladzami powiatowymi.
Nasuwa mi sie kilka mysli, ale chcialabym najpierw uslyszec, co wy sadzicie o tej sytuacji?

Napisane:
Czw sie 28, 2003 6:20
przez lady_in_blue
Taka dziwnie znajoma, dziwnie polska sytuacja, nie macie wrażenia? Powinni chociaż tej kobiecie sfinansowac sterylizację zwierzaków. Albo - skoto tyle ich jest na jednym terenie - ułatwić stworzenie jakiegoś azylu czy schroniska... No nie wiem sama.

Napisane:
Czw sie 28, 2003 6:56
przez Chatte
A ja naiwnie myslałam, że tylko w Polsce udaje się, że problemy opieki nad bezdomnymi kotami nie pownny zaprzatać wielce cennych głów urzędników

. Ta kobieta chyba je zbierała przez dłuzszy czas z ulicy! A najsmutniejsze jest to, że owszem, chcą jej pomóc, ale tylko jej - nikt nie zastanawia się nad losem pozostałych 68 kotów, które pójdą na ulicę albo zostana uspione, bo nie wolno trzymac ich w mieszkaniu

.

Napisane:
Czw sie 28, 2003 7:19
przez Kazia
Ja jako odmieniec ośmielę sie zauważyć, że nad losem tych kotów nie zastanowila sie przede wszystkim ich opiekunka.
Jest rzeczą oczywista, że z renty nie da sie takiej ilości kotow utrzymać, na dodatek bez odpowiednich warunkow mieszkaniowych...
A jak muszą się te koty meczyć na 15 m2.....wątpię, żeby byly tam bardzo szczęśliwe.

Napisane:
Czw sie 28, 2003 7:22
przez kinus
No coz...chyba tym razem mnie zjecie, ale....dla mnie ta kobieta jest po prostu nieodpowiedzialna. Owszem - zakaz trzymania przez nia wiecej niz 2-3 koty, to ograniczenie jej samostanowienia o sobie. Jednak jest to dorosly czlowiek, ktory mysli. OK, teraz ona ma 70 kotow, karmi je, stara sie o nie. Jednak co sie stanie, jak ktores zachoruje? Co sie stanie, jak jej cos sie stanie ? co wtedy z tymi 70 kotami? Koty zabiera sie latwo, coraz to nowy kociak, kazdy maly..jest super, w dodatku poprawiaja samopoczucie. Sorry, ale dla mnie to egoizm. Dla mnie ta kobieta ma postawe dziecka, ktore wzielo koty a teraz inni musza jej pomoc, bo przeciez ona ma koty. Poza tym sama przyczynia sie do powiekszania jeszcze liczby kotow, trzymajac je razem (pomijam chow wsobny, ktory sie tam zapewne odbywa). Skoro tak kocha te zwierzeta, to niech mysli, co dalej z nimi, a nie liczy tylko na pomoc czyjas. Pamietacie Grzesia ? dla mnie to to samo.

Napisane:
Czw sie 28, 2003 7:52
przez msc
kinus pisze:No coz...chyba tym razem mnie zjecie, ale....dla mnie ta kobieta jest po prostu nieodpowiedzialna.
Kinus zgadzam się z tobą. Taka osoba w angielskim nayzwa się "cat collector" i sorry, ale ratować i pomagać bezdomnym kotom mozna na wiele sposobów np. tak jak wiele osób z forum poprzez znalezienie im nowych domów a nie trzymając je w małym mieszkanku w takiej ilości

To już się kwalifikuje na znęcanie nad zwierzętami

(skandynawskie mieszkanka są malutkie co widać na zdjęciu) Poza tym trzeba pamiętać o sąsiadach (możecie mnie zjeść) bo 70 kotów pewnie wcale nie mało wśród nich niekastrowanych kocurów przykro mi, ale chyba nie chciałabym mieszkać koło tej pani.

A jak ktoś mówi o założeniu azylu to trzeba wykazać jakąś aktywność w tym kierunku, a nie tylko żądać od urzędników pomocy (z przytoczonego fragmentu rozumiem, że pani w momencie wystąpienia problemów zaczęła żądać pomocy w założeniu azylu)
Pozdrawiam

Napisane:
Czw sie 28, 2003 7:56
przez Kasia D.
Znam kilka podobnych osób. Nie sterylizują, bo nie maja pieniedzy, kota zadnego nie oddadzą i chca aby im pomagać bo one się TAK BARDZO poświęcają.
Wszystkie te osoby wymagaja , w róznym stopniu, opieki psychologa/psychiatry.
Uważam, że tej kobiecie powinny pomóc organizacje prozwierzęce. Wysterylizować wszystkie koty- to po pierwsze. I pomóc znajdowac domy wszystkim następnym, które ona przygarnia.
A ona sama, no cóz, zmilczę...

Napisane:
Czw sie 28, 2003 7:58
przez lady_in_blue
Kinus, a kto Cię będzie zjadał? Kij ma dwa końce, jak zwykle. Ale po przeczytaniu Twoich argumentów zgadzam się z Tobą. Tylko że w takim przypadku mozna naprawdę rozważyć jakieś rozwiązanie dobre: a) dla kotow; b) dla tej kobiety, c)dla władz miejskich - czyli np. jakis azyl czy coś, z pomocą, ale i z konkretnymi warunkami, np. sterylizacją zwierząt, dawaniem ich do adopcji etc.

Napisane:
Czw sie 28, 2003 8:47
przez BarbaraF
skoro są niewyskastrowane, to ja współczuję sąsiadom zapaszków, a i odgłosów rui nie zazdroszczę; najwyraźniej ona wcale nie zgarnęła tych 70 kotów, tylko jej się rozmnożyły

Napisane:
Czw sie 28, 2003 8:54
przez kinus
AnnaP.P. pisze:Kinus, a kto Cię będzie zjadał? Kij ma dwa końce, jak zwykle. Ale po przeczytaniu Twoich argumentów zgadzam się z Tobą. Tylko że w takim przypadku mozna naprawdę rozważyć jakieś rozwiązanie dobre: a) dla kotow; b) dla tej kobiety, c)dla władz miejskich - czyli np. jakis azyl czy coś, z pomocą, ale i z konkretnymi warunkami, np. sterylizacją zwierząt, dawaniem ich do adopcji etc.
Zgadza sie, tyle, ze argumenty, ktore ta kobieta podaje - zaswiadczenie od lekarza, ze strata kota pogorszy jej samopoczucie - dla mnie ona naprawde pomylila dobro zwierzat z wlasnym egoistycznym spojrzeniem na te sprawe. I fakt....koty sie tam dusza po prostu. Pytanie wiec, czy ona pozwoli w ogole sie kotami zajac. W koncu wtedy musialyby zostac jej odebrane. A co z jej dobrym samopoczuciem?
Dokladnie..dla mnie ona ma tam wylegarnie kotow


Napisane:
Czw sie 28, 2003 9:10
przez Sigrid
Strata KOTA rzeczywiście może przygnębić, ale 70? Czy ta kobieta sądzi, że ilość przechodzi w jakość?
Przyznam, że myśl o jej samopoczuciu nie tyle mnie cokolwiek rusza, ile wizja ciasno upakowanych w szyfladach kotów
Zgroza.
A tak na marginesie - czy babeczka nie powinna realizować się pomagając w schronisku?
Dla mnie to jakaś egoistka i tyle.

Napisane:
Czw sie 28, 2003 11:48
przez Inka
To ja tez sie wtrace
Zgadzam sie z wami.
Wyglada na to, ze ta astronomiczna ilosc mieszkajacych z ta pania kotow jest nie tylko wynikiem ratowania przez nia bezdomnych kiciuchow, ale przede wszystkim rozmnazania
Ona nie mysli o znalezieniu im domow, jesli dobrze zrozumialam artykul.
Ona sobie mieszka z kotkami, bo lubi, pozwala im sie rozmnazac, brat z siostra i jak leci, spodziewam sie...
Mysle tez, ze ten pensjonat, to bylby przede wszystkim dom dla niej i kotow, i poza tym przygarnialaby bezdomne.
Kobitka jest, wg mnie, bez inwencji.
Zamiast organizowac zrzutki na karme i sterylizacje, ona leci do adwokata, zeby jej zalatwil stala dotacje od panstwa, i bez zadnych warunkow.
Bo musicie wiedziec, ze Norwegowie to ludek, ktory sie przejmuje, i gdyby wystapila z apelami o pomoc w najblizszym otoczeniu, pewnie nie pozostalyby one bez odzewu.

Napisane:
Czw sie 28, 2003 12:08
przez Padme
Ja się zjadania nie boję.
Ta pani nadaje się do leczenia psychiatrycznego. I koniec. Jedyne, co można zrobić, to odebrać jej zwierzęta nakazem sądowym za znęcanie się, a jej załatwić przymusowe leczenie. Załatwianie zaświadczeń lekarskich jest ewidentnym oszustwem, a jeśli nie jest, i ona rzeczywiście MUSI mieć wszystkoe 70 kotów, to j.w.
Podobną, choć znacznie mniej drastyczną sytuację mam u siebie w bloku. Para ludzi "specjalnej troski" on o kulach (nogi połamane przez współwięźniów w czasie odsiadki za gwałt na nieletniej), ona niedorozwinięta, mają kilka psów, nigdy nie sprzątają, nie myją się, smród panuje nieziemski, żebrzą, nie pracują, ale na każdą drobną sugestię żeby im np. w mieszkaniu dezynsekcje przeprowadzić (karaluchy jak ratlerki), pędzą do prezydenta miasta ze skargą, że są napastowani przez sąsiadów.
Swoją drogą, dziwię się urzędnikom. Czy ona naprawdę nie robi nic złego w świetle prawa?

Napisane:
Czw sie 28, 2003 12:23
przez Estraven
Niedpowiedzialna, owszem. Bez inwecji, też. W sumie jest to znak jakichś zaburzeń wyboru "obiektu przywiązania". Ale jest też druga strona, którą w Polsce przynajmniej dobrze zwykle widać, chociaż niektórzy bywają na nią ślepi - jak pewien dziennikarz, który kilka lat temu przygotował reportaż o podobnej sytuacji (otwierał on cykl programów reporterskich w Trójce wówczas, gdy reportaże wróciły tam po dłuższej nieobecności). Wtedy zadzwoniłem pospierać się z prowadzącym program. Nie wiem, czy doń dotarło...
W czym rzecz - z jednej strony osoby takie są piętnowane przez otoczenie, szykanowane przez władze, wyśmiewane, nawet w Norwegii (jak widać) nie uzyskują zwykle adekwatnej pomocy (czyli opieki fachowej i dla kobiety i dla kotów, aby zakończyć to "kolekcjonowanie"), a z drugiej - zwykle właśnie pod takie drzwi podrzucane są wszystkie okoliczne kociaki chore, niechciane, znalezione przypadkiem...
Czyli z jednej strony ostracyzm i urzędnicza obojętność, z drugiej strony wykorzystywanie sytuacji, aby zrzucić kłopot na głowę osoby, która nie będzie umiała go zignorować...

Napisane:
Czw sie 28, 2003 12:51
przez Padme
Estraven pisze: W czym rzecz - z jednej strony osoby takie są piętnowane przez otoczenie, szykanowane przez władze, wyśmiewane, nawet w Norwegii (jak widać) nie uzyskują zwykle adekwatnej pomocy (czyli opieki fachowej i dla kobiety i dla kotów, aby zakończyć to "kolekcjonowanie"), a z drugiej - zwykle właśnie pod takie drzwi podrzucane są wszystkie okoliczne kociaki chore, niechciane, znalezione przypadkiem...
I tu widzę właśnie główną winę urzędników. Taki problem powinien być rozwiązany natychmiast i definitywnie. To jest taki sam przypadek znęcania się nad zwierzętami, jak każdy inny. Ile kotów może się zmieścić w jednym mieszkaniu? Czy nikomu nie żal zwierząt?