"nasze" lecznice obcinaja kawałek uzka na prosta, niektóre subtelnie, tak, że trzeba sie dobrze przyjrzeć, inne nieco wyraźniej.
Ale jedna lecznica zdecydowanie nacinania odmówiła - bo to "okaleczanie". Programowo nie nacianają też niektórzy forumiwicze - twierdząc, że sterylizują "swoje" stada i wiedzą...
Pierwszych wyciętych kotów nie znakowałam, w ogóle nie wiedzialam, że jast taki pomysł - ale to nacinanie jst absolutnie konieczne, przekonałam się o tym może nie na własne skórze, ale na skórze dwóch kotek, które wetka niepotrzebnie "wypatroszyła" szukając narządów. I jednego kocurka, niepotrzebnie wożonego i usypianego - nie dał sobie zajrzeć pod ogon. We wszystkich wypadkach należałony za zabieg zapłacić - no bo zostal wykonany, na szczęscie trafiłam na porządnych ludzi

.
Nie można zakładać, że ktokolwiek ma kontrolę nad danym stadem - nawet karmicielka obcująca z kotami na codzień może pomylić podobne pyszczki, albo - w przypadku starszych osób - w oóle nie rozróżniać kotów.
Znakowanie jest konieczne. Absolutnie - nacięcie uszka, wszystko jedno jakie, byle o regularnym ksztalcie, uczuli lekarza - przed otwarciem brzuszka będzie bardzo szukał nawet bardzo mało widocznej blizny.
A łapaczom oszczędzi niepotrzebne pracy - transportu, umawiania itp.