Chcę tu zaznaczyć pewną historię. Dzieje się gdzieś w Polsce.
Jeszcze nie znam jej zakończenia, ale początek jest ... i straszny i ciekawy.
Wakacje. Urlop. Młoda dziewczyna zostawia u tż swoją kotkę i gdzieś wyjeżdża. Tam poznaje kocurka. Upodobał ją sobie. Zasięgnęła języka: ktoś był tu wcześniej, przyjechał z kotem. Wyjechał bez kota. Ot, historia jakich wiele.
Dziewczyna postanawia zaopiekować się kotem, znaleźć mu nowy dom.
Kot jest półdługowłosy biało-rudy, 3 letni, niekastrowany.
Wróciła do domu z kotem. Kiepsko zabrała się do szukania domu, bo tylko poprzez profil na fb.
Nie było zainteresowania.
Powoli zaczęła go darzyć głębszym uczuciem, bo i trudno było takiego miziaka nie pokochać.
Tak by się mogło wydawać.
Ale to błąd, ponieważ są ludzie, którzy z zasady coś do kotów mają.
Jakim idiota trzeba być, aby być zazdrosnym o kota!
A może do kocurków? Może to jakaś konkurencja?
Tż zaczął się nad kocurkiem znęcać. Krzyczał, kopał.
W końcu zażądał od dziewczyny, aby się kota pozbyła.
Sterroryzowana, zapłakana, odwiozła kota do miejscowego schroniska.
Po kilkunastu godzinach otrzeźwiała. I była przerażona tym, co uczyniła.
I zrozumiała co musi teraz zrobić.
I teraz zaczęło się dziać:
- załatwiła kotu full serwis weterynaryjny,
- znalazła dla niego chwilowy tymczas
- rzuciła gnojka
- spakowana chwyciła pierwszą rękę, obcej osoby, wyciągniętą na pomoc
- wyjechała do tej ręki na kilka dni, aby złapać oddech
Teraz właśnie układa sobie plany na nowy etap życia
już jako kobieta wyzwolona, szczęśliwa opiekunka kotki i kocurka.
I kombinuje, jak z marniutkiej pensyjki przeżyć nie mając własnego kąta.
Sprawa rozwojowa.
Mój udział jest niewielki, ale za to byłam po trosze obecna od pewnego momentu
i jestem pełna podziwu i szacunku wobec młodziutkiej osoby o ogromnym harcie ducha i odwadze.
A oto przyczyna całego zamieszania
Lekcja z powyższego płynąca: koty, oprócz swoich różnych zalet i wad mają też tę cechę, że potrafią zmieniać ludzkie losy.