Strona 1 z 1

Coś optymistycznego :)

PostNapisane: Pon sie 18, 2003 14:43
przez myszka
Wiecie, tak sobie dzisiaj jadę z kicią do weta, jak zwykle autobus reaguje żywo na kotka w klatce ;) I jak zwykle rozmowy. A gdzie kotek jedzie, a co się dzieje, że do weta. I najpierw przegadałam ze starszą panią (tak dobrze po 70) a w drugą stronę z młodym dość panem piekarzem z zawodu (wygląd małomiasteczkowy). Na oko osoby, które powinny paść przy usłyszeniu słowa kastracja. Tymczasem, obie te osoby nie tylko nie padły, ale usłyszałam "Prawidłowo! Bardzo dobrze! Co by z kotkami pani robiła, nie ma komu dawać, tak dużo kociaków...!" Obie osoby posiadają kastrowane: pan kocura, pani suczkę (mieszaną wilkowatą). I usłyszałam jeszcze peany nt kastracji, jaki spokój, a jak zwierzaki teraz się domu trzymają - przy czym przy facecie przeżyłam szok, bo powiedział, że kocur uciekał - więc byłam pewna, że go wypuszczali, a tu on po moim stwierdzeniu, że ja kotki nie puszczam, powiedział "No my przecież też nie, ale on jak się drzwi otworzyło..." To taka kropelka optymizmu w zalewie ciemnoty i to od ludzi, których na pierwszy rzut oka bym nie podejrzewała :D Jak to pozory mylą :lol:

PostNapisane: Pon sie 18, 2003 14:56
przez Majorka
Tak, to budujące. Ja ostatnio wioząc Norcię do weta na kontrolę po kastracji też u obu taksówkarzy znalazłam zrozumienie i sympatię.

PostNapisane: Pon sie 18, 2003 14:59
przez myszka
Niektórzy taksówkarze fajni, ale niektórzy - szok :evil: Jak wiozłam Pysię po kastracji, to facet zapytał co jej jest. Wyjaśniłam, a on zarechotał: "To aborcja jest dozwolona?" Po czym całą drogę nawijał o strasznym statku Langerort :evil:

PostNapisane: Pon sie 18, 2003 15:08
przez Basia_G
Wiadomo są ludzie i ludziska.
Ostatnio miałam do czynienia z ludziskiem. Baba stwierdziła, że mój Axel to siedlisko bakterii, bo wiadomo pies każde gówno wącha (przytoczyłam dosłownie). Na co babie odpowiedziałam, że ona ma więcej tych bakterii. A skąd to wiem??? Bo czytam ;-)
A z kolei kiedyś mnie zaskoczyła - niezbyt pozytywnie - babeczka (wykształcona - polonistka w technikum , sama ma persa). Zobaczyła nas z Juniorem i od słowa do słowa, a my, że on kastrowany, babka : to nie do hodowli??? Musieliśmy z Tomkiem szczenek szukać.

PostNapisane: Pon sie 18, 2003 15:08
przez ara
Ja sie spotkalam wrecz z przeciwna reakcja-do tej pory nie wiem co mam o tym myslec. Moich rodzicow znajomi maja kocura. Kocurek chodzi sobie gdzie chce i robi sobie co chce. Niestety nie jest wykastrowany, wiec znamy cele jego wedrowek. Pomyslalam sobie ze dobrze by bylo z tymi znajomymi pogadac i ich uswiadomic :wink: . Wiecie jaka byla ich reakcja na moje slowa-ale przeciez on plodzi male biedne dzieci co potem blakaja sie po ulicach... Oto co mi powiedzieli: A co nam jego dzieci przeszkadzaja? 8O Opadly mi rece..... :cry:

PostNapisane: Pon sie 18, 2003 15:10
przez Basia_G
Ciekawe, czy babka by tak powiedziała na "lewe" dzieci swego TZ ;-)

PostNapisane: Pon sie 18, 2003 15:11
przez Majorka
myszka pisze:Niektórzy taksówkarze fajni, ale niektórzy - szok :evil: Jak wiozłam Pysię po kastracji, to facet zapytał co jej jest. Wyjaśniłam, a on zarechotał: "To aborcja jest dozwolona?" Po czym całą drogę nawijał o strasznym statku Langerort :evil:

Niedouk. Nie aborcja tylko antykoncepcja!

PostNapisane: Pon sie 18, 2003 15:39
przez myszka
Toteż własnie odpowiedziałam mu na to, że to JESZCZE nie aborcja, ale antykoncepcja. Chyba nie zrozumiał ;)

PostNapisane: Pon sie 18, 2003 15:42
przez Majorka
Tiaaa, facio chciał być dowcipny, jak szczypiorek na wiosnę, nie ujmując niczego szczypiorkowi oczywiście.

PostNapisane: Pon sie 18, 2003 15:53
przez myszka
Otóż to, szczypiorek rules (zwłaszcza w jajecznicy). A facet wyszedł na idiotę i jego strata :lol: A może to miał być podryw 8O :ryk:

PostNapisane: Pon sie 18, 2003 16:38
przez Deli
Ja z kolei jechałam dziś autobusem ze starszą panią ze ślicznym buraskiem (na oko 3-4 m-ce). Pani opowiadała kilku dziewczynom, które oczywiście zachwycały się kociątkiem, że kiedy go wzięła, był wychudzony i miał zapalenie płuc, ale ona leczy go od 10 dni i jest coraz zdrowszy, w autobusie siedzi spokojnie, ale w domu szaleje. Od razu zrobiło mi się milej.