Tycjan staruszek [`] to musiał byc FIP

Wczoraj w południe zadzwoniła sąsiadka, że do smietnika próbuje (bezskutecznie, bo altanki smietnikowe sa u nas zamykane) dostać się wygłodniała ruda kotka w zaawansowanej ciąży, więc jak mam coś do jedzenia to żebym przyszła. Miałam i poszłam. Kotka, strasznie chuda i brudna rzuciła się dosłownie na jedzonko. Pogłaskałam ją - każda kosteczkę było czuc pod palcami. Pod kotką leżał ogromniasty brzuch - dotknęłam, ale nie poczułam żadnego życia w środku. Wróciłam do domu i zaczęłam obdzwaniać wszystkich znajomych z samochodami, domami itp. Wszyscy powyjeżdżali, nikt nie mógł pomóc. Po godzinie załatwilam miejsce w lecznicy, ale kotka zniknęła. Szukałam jej wszedzie do późnej nocy - bez skutku. Udało sie dopiero dzis w południe. Znalazłam ja przy kolejnym śmietniku. Ktos litościwy dał jej trochę jogurtu czy kefiru, cały pyszczek miała umazany. Jeść nie chciała, ale tym razem przyjrzałam sie jej dokładnie - kotka okazała się wykastrowanym kocurkiem, a to co wczoraj wzięłyśmy za ciążę - monstrualnych rozmiarów brzuchem :cry:
Bez problemu zapakowałam biedaka do transporterka, po godzinie trafił do lecznicy. Wtedy zrobiłam te zdjęcia:


Nie miałam problemu z imieniem, nazwałam go Tycjan.Po pierwszych ogledzinach pani doktor stwierdziła, ze Tycjan jest bardzo bardzo starym kotem, nie ma w ogóle ząbków, jest odwodniony i ma duszności. Brzuch nie wygląda na wodobrzusze, bardziej prawdopodobny jest niestety guz, ale to pokaże usg. Tycjan będzie miał też zrobione badania krwi (wszystko jutro) - kciuki bardzo potrzebne, bo Tycjan chce żyć.
Dziś dostał kroplówkę, antybiotyk i witaminy. Został także odpchlony, pchlich odchodów miał w futerku chyba z milion. Przez cały czas Tycjan był bardo grzeczny (płakał tylko trochę przy mierzeniu temperatury) i mruczał jak traktorek. W pewnym momencie na stole przewrócił się na grzbiet i próbował się ze mną bawić. Wcześniej, jeszcze przy śmietniku barankował i tulił się do mnie. Nie wiem skąd sie nagle znalazł na naszym osiedlu. Nie wiem, jak długo musiał sie poniewierać, żeby być w takim stanie. Nie chcę nawet mysleć, że ktoś go tak po prostu wyrzucił z domu, bo był stary i chory... Dam ogłoszenia, ale chyba nie wierzę, że jego opiekun znajdzie się.
Bez problemu zapakowałam biedaka do transporterka, po godzinie trafił do lecznicy. Wtedy zrobiłam te zdjęcia:




Nie miałam problemu z imieniem, nazwałam go Tycjan.Po pierwszych ogledzinach pani doktor stwierdziła, ze Tycjan jest bardzo bardzo starym kotem, nie ma w ogóle ząbków, jest odwodniony i ma duszności. Brzuch nie wygląda na wodobrzusze, bardziej prawdopodobny jest niestety guz, ale to pokaże usg. Tycjan będzie miał też zrobione badania krwi (wszystko jutro) - kciuki bardzo potrzebne, bo Tycjan chce żyć.
Dziś dostał kroplówkę, antybiotyk i witaminy. Został także odpchlony, pchlich odchodów miał w futerku chyba z milion. Przez cały czas Tycjan był bardo grzeczny (płakał tylko trochę przy mierzeniu temperatury) i mruczał jak traktorek. W pewnym momencie na stole przewrócił się na grzbiet i próbował się ze mną bawić. Wcześniej, jeszcze przy śmietniku barankował i tulił się do mnie. Nie wiem skąd sie nagle znalazł na naszym osiedlu. Nie wiem, jak długo musiał sie poniewierać, żeby być w takim stanie. Nie chcę nawet mysleć, że ktoś go tak po prostu wyrzucił z domu, bo był stary i chory... Dam ogłoszenia, ale chyba nie wierzę, że jego opiekun znajdzie się.
