Byłam dzisiaj w osiedlowym sklepie gdzie często robię zakupy. Spotkałam w nim starszą kobietę, którą widywałam już wcześniej. Zawsze była w kapciach, w szlafroku, niekiedy zemściła, paliła papierosy. Jest niziutka i drobniutka, nie wiem ile ma lat, ale stawiam na więcej niż 70. I dzisiaj ta pani kupowała ścinki dla kota. Jak to usłyszałam to postanowiłam do niej zagadać. Z krótkiej rozmowy zdążyłam się zorientować że pani ma sklerozę

Powiedziała mi, że nie ma nikogo z rodziny, mieszka sama i tylko dwa razy w tygodniu przychodzą opiekunki środowiskowe do niej. Zaprosiła mnie żebym zobaczyła kota. Poszłam więc zobaczyć kota. Nie wiem czy zrobiłam dobrze, może nie powinnam się wtrącać, ale zrobiłam to dla dobra kota. Kicia jest śliczna, pani mówi że jest niewysterylizowana, mieszka na pierwszym pietrze i może uciec jeśli okna są otwierane. To piękna buraska z białymi skarpetkami i krawatką. Niestety jest chuda, ale nie widać żeby była zaniedbana. W mieszkaniu zapach jest niemiły, ale nie jakoś tak bardzo jak to bywa u niektórych ludzi. Jednak np. kicia wcale nie miała wody, miski były porozstawiane wszędzie, w jednej kilka suchych chrupek, na środku zeschnięte kawałki mięsa i stary suchy ser. Pani sama się przyznała, że czasem zapomina o niektórych rzeczach... Za kuwetę służy jej niewielka miska z odrobiną żwirku na dnie... Ale podobno żwirek pani kupuje sama.
I teraz nie wiem co robić. Może źle zrobiłam, że tam poszłam, pewnie jakbym nie wiedziała to bym się teraz nie martwiła. Ale wiem. Nie mam pojęcia co o tym sądzić, kicia nie wygląda na jakoś strasznie zaniedbaną, ma ładną sierść, ale jest chuda, chociaż z drugiej strony chudość niekoniecznie musi wynikać z niedożywienia. Nie wiem co robić, może z sąsiadami porozmawiać, może z tymi opiekunkami?
Co radzicie?