Kochani, może ktoś się zna i podzieli się dobrą radą albo choć dobrym słowem...
Nasza 11-letnia, białaczkowa, wzięta za schroniska 3 miechy temu Hrabina w czwartek popołudniem miała usuwaną część zębów z powodu plazmocytarnego zapalenia dziąseł. Ledwie wyczołgała się z transportera poczłapała niezbornie (jak to kot po narkozie) do michy i wtrąbiła pół pasztetu zakupionego specjalnie dla bezzębolca, po czym zasnęła nad miską. Wieczorem podaliśmy jej jeszcze środek zalecony przez wetkę po zabiegu. W piątek jadła też entuzjastycznie i sporo (pasztet, mokra, zabierała się też za chrupki). Codziennie (oprócz dnia zabiegu) dostaje zastrzyki - p/bólowy i antybiotyk. Od wczoraj nie je prawie nic. Wczoraj coś podskubała (odrobinę pasztetu, łyżkę śmietany, jakieś 5 g mokrego przysmaczku, 2 chrupki - na tyle są świadkowie
). Dziś skończyło się na dwóch łyżkach śmietany i odrobinie przysmaczku. To co zostaje, zżera radośnie drugi kot, Czarnuch, wyglądający jak pączek w maśle. Trudno powiedzieć, czy Hrabina podjada coś w nocy, jak nie da się jej przypilnować, ale nie wygląda na to. Prawie wcale też nie pije - przynajmniej nikt nie widział. Sika niewiele, ale jednak, bez krwi czy innych niepokojących objawów. Kupki - odkąd nie je - robi malutkie, bo normalnie potrafi strzelić klocka jak dorosły chłop
Kontrola we wtorek, jak nie będzie jadła, to pojadę z nią jutro. Próbowałam wszystkiego - sucha karma z wodą, sucha z rosołkiem, mokra, pasztety, półpłynne, nawet w desperacji zakupiłam gerbera - leży wszystko i schnie. Hrabina wsadzi nos, obliże się i idzie spać, patrząc na mnie krzywo, że jej przeszkadzam spać. A ja panikuję...