Mój TŻ znalazł kociaka. Maluszka.
Wyszedł z pracy coś załatwić, widział malucha wbiegającego na ulicę - zainteresował się, ale była w pobliżu matka i jakieś panie, które te koty znały, wiedziały skąd są i generalnie wyglądało na to, że jakoś starają się panować nad sytuacją.
TŻ wychodząc z pracy zadzwonił do mnie, że pójdzie jeszcze sprawdzić czy wszystko w porządku.
Przed chwilą zadzwonił znowu. Jest z maluchem w lecznicy, znalazł go pod samochodem, będą prześwietlać, bo nie bardzo chce chodzić.
W szpitaliku nie może zostać, w piątek rano tam była panleukopenia http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=79360
To jest jakiś koszmar po prostu. Niech już się to cholerne lato skończy.
Błagam o DT...
Wiem, śmieszna jestem.