Nie jestem pewna czy post o takiej tematyce umieszczam w odpowiednim dziale. Jeśli nie to bardzo przepraszam.
Mam kota do którego nikt w domu nie ma siły. Kot ma 4,5 roku. Jest niebieskim persem, z niby rodowodem, wykastrowany. Problem z kotem polega na tym, że lubi sikać do psich legowisk, do łóżek, na kanapy. Najczęściej zaznacza moczem po wizycie gości. Więc najlepiej jakby nikt do domu nie przychodził. Najczęściej sika mojej mamie do łóżka, a jest jedyną osobą która kota w domu lubi. Nikt krzywdy mu nie robi. Reszta domowników traktuje go jak powietrze.
Sytuacja jest bardzo uciążliwa. Na meblach tapicerowanych porozkładane są ceraty. Co kilka dni wszystko trzeba prać. Smród okrutny.
Rozmawiałam z weterynarzem. Stwierdził, że najprawdopodobniej problem jest na tle behawioralnym. Zaproponował dwa wyjścia. Leki uspokajające - naćpany wiecznie śpiący kot. Czy to ma sens?

Kupę robi zawsze obok kuwety, kiedyś pod moimi drzwiami. Próbowaliśmy dwie kuwety. Zero efektu. Żwirek silikonowy wymieniany bez przerwy. Czasem sika bo ma brudno, sika jak nie ma mojej mamy, sika jak mu się ktoś z gości nie spodoba, i chyba sika bo już tak ma.
Wszystko zaczęło się jak moja mama poszła do szpitala. Kot fiksował tak, że musiała brać przepustkę na kilka dni. Wtedy zaczęły sie kupy poza kuwetą, a było to 4 lata temu i trwa do dziś.
Przez jakiś czas wynajmowaliśmy mieszkanie na drugim końcu Polski. Wyprowadzaliśmy się z niego na raty, wyjechała moja mama, kot został ze mną i ojcem. Zlał się do wszystkich! łóżek. 3 noce nie spałam tylko szorowałam wszystko, żeby zabić ten okropny smród. Miałam ochotę kota przerobić na mielone. Jak dla mnie on jest złośliwą, okropną bestią. Moja mama nie może być więźniem kota, czasem człowiek gdzieś musi wyjechać.
Żeby nie było, że kotów nie lubię. Nie lubię tylko i wyłącznie tego kota, bo on się nie da lubić. Wcześniej był pers też niebieski przez 13 lat. W życiu takich numerów nie robił. Mieszkam na wsi dokarmiam wszystkie bezdomne bidy. Tylko ten się jakiś taki trafił. ;-(
Nie będę ukrywać, że kot jest dla nas ciężarem.
Moim zdaniem wyjścia są trzy:
Wypuścić na dwór - tylko czy taki domowy leniwiec da sobie radę?
Nie w sensie wyrzucić i martw sie sam. Tylko niech zmieni tryb życia.
Mógłby sikać gdzie chce, wracać na noc do domu, dostawałby jeść.
Problemem mógłby być tylko pies mieszkający u nas w ogrodzie. Pies pilnujący, który co prawda obce koty olewa. Jednak z naszym nie miał mozliwości się zapoznać jak był szczenięciem, bo mama chciała kotu oszczędzić stresu i powodów do sikania.
Oddać - tylko skoro jest związany z mamą to czy to przeżyje? A może on tylko zazdrosny o psy i inne zwierzęta w domu, które nota bene były przed nim? To może jakby dom był tylko z nim to by był szczęśliwy?
Uśpić - radykalne wiem, ale jak wszystko inne zawiedzie? Meczenie się z nim przez kolejne 10 lat to marna perspektywa. Jeśli to rozwiązanie dopuszcza już moja mama, która kocha kota nad życie, to naprawdę sytuacja jest krytyczna.
A co Wy radzicie? Czy macie jakieś pomysły? Pytania? Na wszystkie postaram się odpowiedzieć. Starałam się opisać wszystko, ale może jakieś istotne rzeczy pominęłam?