Miuti
Myśmy walczyli, rekami i nogami. Jeździliśmy codziennie na zastrzyki z antybiotyku, na odporność, na wzmacniające.
Karmiliśmy małego na zmianę najpierw łyżeczką sam ślicznie zlizywał jak sie poprosiło, potem strzykawką do pyszczka. Po drugiej punkcji było już gorzej. Dyzio zaczął nam znikać w oczach
Nosiłam do kuwetki, jak tylnie łapki przestały go słuchać, głaskałam ogrzewałam, tuliłam i prosiłam żeby jadł i pił. Potem były przeciwbólowe, potem było już tak że nie miał sily podnieść główki żeby sie napić, nie można było go dotknąć bo płakał.
Nie chcieliśmy aby cierpiał bardziej, było po nim widac ze go boli
Po drugiej punkcji było widać jak z godziny na godzinę jest gorzej
W ciągu dwóch dni kotek, widać było ze osłabionego
, ale jednak jeszcze maltretującego myszkę kota zmienił sie nie do poznania. Zniknął nam w oczach było widać jak chudnie i chudnie
mimo ze karmiliśmy i dbaliśmy o niego strasznie. Raz mial temperaturę raz hipotermie i trzeba go bylo ogrzewac. Nie zostawał sam w domu zawsze któreś z nas przy nim było. Miał takie momenty ze nie reagował na nic, jakby był nieprzytomny, jakby trącił oddech i nie reagował jak sie go głaskało, czy mówiło, miał tylko lekko otwarte oczka i bardzo rzadko brał wdech
W nocy cały czas sprawdzałam czy jeszcze jest z nami
Przepraszam że tak sie rozpisalam ale musialam to wyrzucis z siebie