W ostatnich dniach dostałem maila z pewnym listem od mojej znajomej wolontariuszki w Azylu w Konstancinie oto on:
"Późną nocą opiekunkę Azylu Panią Irenę obudził rozpaczliwy krzyk kota i odgłosy walki. Gdy wybiegła na podwórze ujrzała cień kota wyskakującego za wysoki parkan odgradzający Azyl od innych posesji. Przerażony kot pobiegł na sąsiednie działki i prawdopodobnie został zagryziony przez psy. Po Jacusiu został tylko list, puszeczka z karmą, które jego nieodpowiedzialna opiekunka powiesiła na furtce i wielki żal w sercu Pani Ireny, bo jeszcze jeden zwierzak stał się ofiara ludzkiej bezmyślności. Oto list, który znalazła:
Nie wiem dlaczego Jacuś musiał opuścić swój dom. Jeżeli rzeczywiście było to konieczne, należało go przekazać opiekunce Azylu. Obcy kot zwykle staje się ofiarą innych zwierzaków broniących swojego terytorium. Dlatego nowo przybyłe lokuje się w pomieszczeniu, oddzielonym szybą od innych, żeby te które tam zamieszkują mogły się do niego przyzwyczaić. Jest to również niezbędne ze względów higienicznych i epidemiologicznych. Kot przybywający z zewnątrz może przynieść zarazki. Zanim zetknie się z innymi mieszkańcami Azylu musi być zbadany przez lekarza weterynarii , przejść testy na białaczkę i FIV. Proszę pamiętać, ze zwierzę nie jest rzeczą, lecz istotą która czuje i cierpi. Bądźmy odpowiedzialni...
Maria Wciślińska - wolontariuszka Azylu (Konstancin, lipiec 2003)