Witajcie. pisalismy już, że jesteśmy na etapie oswajania dwóch maluchów okołośmietnikowych. Codziennie wynosimy im Iamsa dla kociąt i one natychmiast go sprzątają. Mieszkają w dużej skrzyni przy śmietniku. Od dwóch dni żarcie nie znikało, więc rano zajrzałem pełen obaw do środka. Były oba, żywe. Już chciałem zamknąć z powrotem, kiedy coś mnie tknęło. Żeby otworzyć skrzynię musiałem zdrowo szarpnąć za skobel. Zamykając nie dociągnąłem więc skobla i jeden maluch już po chwili był przy puszce.
No i teraz ad rem: Podwórko wydawało się przyjazne. Stary Zoliborz, raczej stara inteligencja, tylko dwie bramy na zewnątrz, matka żyjąca tu od lat. I Teraz jakieś bydle najwyraźnie postanowiło kotki zamorzyć w tej skrzyni. Może natępnym razem sypnie trutkę. Tu jest ponad 200 mieszkań, drań prywatnie nie do wytropienia. Więc poradźcie, prosimy co robić - nie możemy ich wziąć do domu - Herhor i Mały Potwór wyją w dwóch zamkniętych pokojach. Mamy za to układy z żoliborskim Canisem - tyle ,że kotki z zielonego, zamkniętego podwórka trafią do małego mieszkanka z kilkunastoma innymi kotami. No i znając politykę adopcyjną Canisu raczej tam pozostaną. Jednak pozostawić je teraz na podwórku - strach. A do tego matka najprawdopodobniej znowu w ciąży. Chyba musimy ją złapać (brrrrrr) i sprawdzić, czy by jeszcze nie udało się sterylizować. Poradźcie, prosimy
A i K.