Luna - w nowym domku - na razie DT, ale może DS. Kciuki!

Luna ma około 5 lat, wielkie, piękne oczy, czarne futerko z delikatnymi, jakby szylkretowymi prążkami, wielkie serce i mnóstwo zaufania do ludzi.
Jest przemiła, ufna, miziasta.
Właśnie przechodzi operację usunięcia guza sutka i sterylizacji. Przed nią tydzień pobytu w lecznicy, a potem...???
POTRZEBNY DT na czas rekonwalescencji przemiłej koteczki!
Ale od początku: zadzwoniła do mnie pani z osiedla, która na własną rękę stara się sterylizować i leczyć osiedlowe (niezbyt na szczęście - głównie dzięki jej działaniom sterylkowym - koty) Panią tę zaprosiłam jakiś czas temu do współpracy - do tej pory sterylizowała koty za własne pieniądze, w tej chwili jej na to nie stać, więc postanowiłyśmy z orchidką jej pomóc.
Pani zadzwoniła z informacją, że od jakiegoś czasu karmi malutką koteczkę. Przyjazną i ufną. Poszłam zrobić koteńce zdjęcia, myśląc, że to kociak jeszcze. Okazało się, że dorosła kotka, ale maleńka i potwornie wychudzona! Luna stanęła w kolejce do sterylki i DT u którejś z nas, gdy zwolni się miejsce.
Pierwsza na sterylkę miała jechać inna kotka, dzika i prawdopodobnie ciężarna, ale nie udało jej się złapać. Tymczasem wypatrzyłam u Luny paskudny ropny obrzęk wokół sutka - postanowiłyśmy, że to ona pojedzie do lecznicy. Luna sama weszła do transporterka, zaniesiona do orchidki strzelała baranki przez kratki, nawet pana doktora w lecznicy przywitała barankami.
Okazało się, że ma guz sutka, zapadła decyzja o natychmiastowej operacji połączonej ze sterylizacją (kotka niedawno miała rujkę, więc jest bardzo prawdopodobne, że jest w ciąży)
Okazało się, że już kiedyś była operowana na to samo: ma usuniętą jedną listwę mleczną. A więc była czyjaś, ten ktoś o nią dbał na tyle, że zrobił jej operację (szkoda, że bez sterylki) Może zaginęła? Nie chce mi się wierzyć, że ktoś mógł dbać o kotkę, operować ją, a potem wyrzucić.
Boję się o nią
Mam nadzieję, że operacja się uda. Potem kotka zostanie tydzień w lecznicy. Potrzebne jest wsparcie finansowe na leczenie. I miejsce, do którego mogłaby trafić. NIE MOŻE WRÓCIĆ NA ULICĘ!
U mnie, ani u orchidki nie ma widoków na rychłe zwolnienie się miejsca. Ja od biedy mogłabym ją dopchnąć, ale u mnie jest grzyb, więc jest to absolutnie wykluczone.
POMOCY!
Na tych zdjęciach widać, jaka jest kochana kota!
(Siwe futerko to efekt posypania proszkiem odpchlającym)

Jest przemiła, ufna, miziasta.
Właśnie przechodzi operację usunięcia guza sutka i sterylizacji. Przed nią tydzień pobytu w lecznicy, a potem...???
POTRZEBNY DT na czas rekonwalescencji przemiłej koteczki!



Ale od początku: zadzwoniła do mnie pani z osiedla, która na własną rękę stara się sterylizować i leczyć osiedlowe (niezbyt na szczęście - głównie dzięki jej działaniom sterylkowym - koty) Panią tę zaprosiłam jakiś czas temu do współpracy - do tej pory sterylizowała koty za własne pieniądze, w tej chwili jej na to nie stać, więc postanowiłyśmy z orchidką jej pomóc.
Pani zadzwoniła z informacją, że od jakiegoś czasu karmi malutką koteczkę. Przyjazną i ufną. Poszłam zrobić koteńce zdjęcia, myśląc, że to kociak jeszcze. Okazało się, że dorosła kotka, ale maleńka i potwornie wychudzona! Luna stanęła w kolejce do sterylki i DT u którejś z nas, gdy zwolni się miejsce.
Pierwsza na sterylkę miała jechać inna kotka, dzika i prawdopodobnie ciężarna, ale nie udało jej się złapać. Tymczasem wypatrzyłam u Luny paskudny ropny obrzęk wokół sutka - postanowiłyśmy, że to ona pojedzie do lecznicy. Luna sama weszła do transporterka, zaniesiona do orchidki strzelała baranki przez kratki, nawet pana doktora w lecznicy przywitała barankami.
Okazało się, że ma guz sutka, zapadła decyzja o natychmiastowej operacji połączonej ze sterylizacją (kotka niedawno miała rujkę, więc jest bardzo prawdopodobne, że jest w ciąży)
Okazało się, że już kiedyś była operowana na to samo: ma usuniętą jedną listwę mleczną. A więc była czyjaś, ten ktoś o nią dbał na tyle, że zrobił jej operację (szkoda, że bez sterylki) Może zaginęła? Nie chce mi się wierzyć, że ktoś mógł dbać o kotkę, operować ją, a potem wyrzucić.
Boję się o nią

U mnie, ani u orchidki nie ma widoków na rychłe zwolnienie się miejsca. Ja od biedy mogłabym ją dopchnąć, ale u mnie jest grzyb, więc jest to absolutnie wykluczone.
POMOCY!
Na tych zdjęciach widać, jaka jest kochana kota!
(Siwe futerko to efekt posypania proszkiem odpchlającym)



