
Zadzwonili po hycla. Bo dzika kotka okociła im się w domu, a teraz sobie poszła i kociaki zostały same. A oni to jutro rano wyjeżdżają. I kociaki mają zniknąć, niech je biorą do schroniska. Hycel mówi, że nie ma gdzie ich umieścić, że chyba będzie trzeba uśpić. "To niech pan uśpi, ale pan je zabiera!"
Kociaki mają otwarte oczy. Ale są malutkie, siedzą w pudełku i śpią, nie wychodzą. Na oko zostały ocenione na 3 tygodnie, bo oczywiście ludzie nie wiedzą ile ona mają

Hycel nie ma co z nimi zrobić, nie ma jak się nimi zająć. Współpracuje z Krzyczkami, a tam kota nie odwiezie. Obdzwoniłam znjomych, nikt nie może ich przyjąć. Małe miały iść do uśpienia, ale dogadałam się z koleżanką (to od niej znam sprawę, współpracuje z tym hyclem, psiara, która nigdy nie miała kota w domu...), że je weźmie na noc. Od tych ludzi musieli wyjść z kotami. Maluchy są cztery.
PILNIE szukamy jakiegoś miejsca dla nich. Jutro czeka je śmierć...
u mnie w domu była panleukopenia, nie mogę...