Kotka odeszła

Moi rodzice mieli kotkę. Była już stara i bardzo schorowana. Nie widziała i z trudem chodziła. Usiłowaliśmy ją leczyć (m.in. w ambulatorium Akademii Rolniczej), ale wygądało na to, że weterynarze w sumie nie wiedzieli, co się dzieje z jej oczami (były takie brązowo-czerwone, jakby podbiegłe krwią i z wiekimi rozszerzonymi źrenicami) i ogólnie, co jej jest. Od czasu, jak chorowała, nie chciała w ogóle przebywać w domu (zawsze wychodziła na dwór, ale dawniej spędzała i trochę czasu w domu, a teraz siedziała tylko na zewnątrz). I wczoraj w nocy zniknęła. O 2.00 w nocy jeszcze widział ją mój ojciec, rano jej nie było. Rodzice przeszukiwali teren koło ich domu, ale tam jest tyle krzaków, wysokich traw, pokrzyw, że w sumie nie można mieć pewności, czy na pewno jej tam nie ma. Była tak chora, że raczej na pewno nie zaszła daleko. Z pewnością nie żyje.
Było wiadomo, że śmierć jest blisko, ale czemu stało się to w taki sposób... Nie możemy przestać myśleć, co się stało, gdzie skończyła, czy cierpiała, a może napadł ją jakiś zwierzak?
KOtka była przybłędą, 9 lat temu przyszła do rodziców już jako dorosły kot. Teraz spowrotem odeszła...
Czy to jest normalne, żeby trzy dorosłe kobiety (ja, mama i siostra) przez dwa dni płakały z powodu kota? Mam na dzieję, że na tym forum - tak.
Było wiadomo, że śmierć jest blisko, ale czemu stało się to w taki sposób... Nie możemy przestać myśleć, co się stało, gdzie skończyła, czy cierpiała, a może napadł ją jakiś zwierzak?
KOtka była przybłędą, 9 lat temu przyszła do rodziców już jako dorosły kot. Teraz spowrotem odeszła...
Czy to jest normalne, żeby trzy dorosłe kobiety (ja, mama i siostra) przez dwa dni płakały z powodu kota? Mam na dzieję, że na tym forum - tak.