Niedawno moja Zuzia złapała jakiegoś wirusa i byłam zmuszona dawać jej tabletki z antybiotykiem. Alternatywą były większe koszty i bieganie do weterynarza na zastrzyki.
No i udało się. Okazało się to bardzo proste, a przy dziesiątej (a nawet piątej) to już migiem poszło.
Pokazał mi weterynarz, któremu jestem za to niezmiernie wdzięczna.
Trzeba mianowicie:
- złapać kota za głowę od góry, tak mniej więcej za policzki ale bliżej noska
- przechylić jego głowę tak aby pyszczek znalazł się u góry a kot patrzył w sufit
- pyszczek w tej pozycji sam się jakoś otwiera i należy włożyć tabletkę jak najgłębiej na język, po prostu mu tam wrzucić
- puścić głowę i wtedy on przełyka.
Za 1 razem jak to sama robiłam to oczywiście musiałam ją ganiać i ostro trzymać, a ona się wyrywała i warczała na mnie.
Zdarzyło się też ze 2 lub 3 razy, że wypluła, bo za płytko włożyłam.
Ale po kilku razach doszłam do super wprawy i udawało się w ciągu 30 sekund.
Cała sztuka to złapać za głowę za właściwe miejsce, żeby dolna szczęka była ruchoma i sama się odchyliła do dołu. Nawet jak odchyli się tylko troszeczkę to i tak już się uda. Kot złapany tak za głowę chyba faktycznie traci orientację, bo wcale nie macha łapami ani nie drapie. Tak mi powiedział wet i chyba faktycznie to prawda.
Poza tym myślałam, że się na mnie śmiertelnie obrazi, ale nic z tych rzeczy. Za każdym razem się dawała jednak złapać z zaskoczenia i tylko warczała, a po połknięciu robiła się potulna jak baranek. A wcale nie jest taka milusińska tylko chumorzasta. Czasem nawet się jej boję
Polecam tę metodę każdemu