Jeszcze raz. Moje rozumowanie przebiega w następujący sposób:
1. Ocena ryzyka.
2. Możliwości zapobiegania.
3. Koszty w przypadku porażki i zarażenia reszty stada.
Ad.1.
Zgadzam się co do braku własnej wiedzy i doświadczenia w temacie. Właśnie z tego powodu wolę ryzyko przecenić niż zlekceważyć.
Znane mi są przypadki zlekceważenia zagrożeń biologicznych, w przeszłości, w różnych wątkach, które w efekcie zaprowadziły wiele futerek za TM. Dziwna jest dla mnie wasza reakcja odwrotna i presja na lekkomyślność. Nawet, jeśli moje obawy są gigantycznie wyolbrzymione.
Ad. 2.
Dostępne. Argumenty o szkodliwości można sobie darować – nie jestem blondynką (czy też blondynem, nieważne) suszącą koty w mikrofalówce. Zagrożenia chemiczne i fizyczne są mi znane zdecydowanie lepiej niż biologiczne. Dzięki temu, również zdecydowanie lepiej, potrafię ich unikać.
Ad. 3.
Nawet jeśli leczenie byłoby łatwe i trwało tylko 7 dni, nie widzę żadnego powodu, żeby moje koty musiały cierpieć nieprzyjemne zabiegi i inne niedogodności związane z tym paskudztwem. Dla mnie byłaby to osobista porażka. Nie wspomnę o kosztach i straconym czasie bo to sprawa drugorzędna.
Poniżej, żeby uniknąc niczym nie popartego pustosłowia, są opisane, różne przypadki świerzbowca. Jak się okazuje, leczenie niekoniecznie musi być łatwe i szybkie.
http://zwierzeta-forum.low.pl/viewtopic.php?t=1413
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=48912
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=49718
Z tej strony: http://wetdoktor.pl/content/view/36/41/
Fragmenty podrozdziału "Świerzb uszny":
"..Po opuszczeniu żywiciela pajęczak ten w suchym środowisku przeżywa do 2 tygodni, w środowisku wilgotnym do 2 miesięcy..."
"...Zarażenie staje się możliwe w razie bezpośredniego kontaktu chorego (większość kotów bezpańskich) i zdrowego zwierzęcia lub za pośrednictwem przedmiotów, z którymi zarażone zwierzę miało kontakt (przybory do pielęgnacji, legowisko, przyrządy do transportowania zwierząt itp.)...."
Czyli, jednak, nie tylko kontakt bezpośredni. Pokój jest szczególnym przypadkiem legowiska.