Dziękuję wszystkim za życzenia.
Między mną a Lilu powoli kiełkuje sobie miłość.
Bo przecież wiadomo, że nie pokochałyśmy się tak od razu, na to trzeba czasu. Ale teraz już widzę, jak czasem na mnie spojrzy, jakoś tak inaczej, tak głębiej, tak nie tyle na mnie, ale we mnie, gdzieś do środka, do serca. Tak jakby mówiła tym wzrokiem: "A więc to jesteś teraz ty? To z tobą mam żyć już zawsze? Tutaj, w tym domu? Podoba mi się, jest mi tu dobrze, lubię cię". Niesamowicie głęboką więź zbudowaliśmy z Ramzesem, patrzyliśmy czasem na siebie i bezgłośnie, przez całą tę przepaść gatunkową, wyznawaliśmy sobie dozgonną miłość. I dotrzymaliśmy słowa. Ja dotrzymałam, przeprowadzając go na drugą stronę. A teraz jest ze mną Lilu i nasze wspólne życie dopiero się zaczyna.
Dziś nad ranem śnił mi się Ramzes. Miałam we śnie świadomość, że nie żyje (zawsze miałam tę świadomość, gdy śniły mi się Nesca lub Mała), ale jednocześnie widziałam, że chodzi po domu, łasi się do mnie i do mamy, z ogonkiem do góry, że ma się dobrze, że jest pogodny. Głaskałam go i przytulałam, a on się wyprężał i ocierał o nogi. Nie zadawałam sobie pytania, dlaczego nagle jest ze mną, po prostu cieszyłam się jego obecnością. Obudziłam się... spokojna. Chciałabym wierzyć, że on gdzieś tam jest i przyszedł do mnie we śnie, by mnie pocieszyć... Tak jak o to prosiłam w ostatniej zwrotce mojego wiersza.