Nie wiem, ile nam jeszcze z Ramzesem zostało. Ostatnio miał jakąś dziwną infekcję. Dwa dni gorączki i wyraźnie złego samopoczucia, nie wiadomo, co to było (już drugi raz taka dziwna infekcja zbiega się z moim przeziębieniem... Nie wiem, czy koty mogą się zarażać ludzkimi wirusami...). Teraz znów dobrze, wrócił apetyt. Jest po kuracji ornipuralem na to zapalenie wątroby, 23 sierpnia idziemy na kontrolne usg. Ale... wyraźnie więcej pije, ciężar właściwy moczu w okolicach 1.016, ewidentnie nerki niedomagają i to się będzie tylko pogarszać.
W moczu też coraz mniej kreatyniny, czyli nerki coraz gorzej radzą sobie z jej wydalaniem. Trzeci kot, którego stracę z powodu nerek, ech. Chociaż pani doktor mówi, że to po prostu starość i że u kotów w wieku 15 lat i starszych kiepskie nerki to właściwie norma... Marne pocieszenie.
Nie radzę sobie z tymi rozstaniami. Nie potrafię tak po prostu zaakceptować śmierci moich kotów ze spokojem, pogodzić się z nieuniknionym. Z drugiej strony - myślałam, że nie będę umieć żyć po śmierci Neski, a jednak się podniosłam i umiałam się cieszyć życiem. Ale znów aż zatyka mnie w środku, gdy myślę o rozstaniu z Ramzesem. Kupiłam mu na zapas Thiafeline na tarczycę, boję się, że nie zdążymy całego wykorzystać...