Dziękuję, gatiko.
A tymczasem opiekuję się przez dwa tygodnie kotem sąsiadki. Już od paru ładnych lat zresztą prosi mnie o taką przysługę, gdy wyjeżdża na urlop. W tym roku kot skończył 18 lat. Sporo schudł od czasu, gdy go ostatnio widziałam, co sąsiadka złożyła na karb jego wieku. Bo poza tym, mówi, wszystko jest ok. Ładnie je, nie wymiotuje, nie jest osowiały. Teraz, kiedy tam chodzę dwa razy dziennie, sprawdziłam mu nosek i stan nawodnienia i rzeczywiście wydaje się w porządku - przynajmniej, jeśli chodzi o nerki (na ile mogłam to ocenić tak na oko). Natomiast bardzo mnie zaniepokoiło, że kot drapie się po uszach i trzepie głową, przy czym... pryska z uszu kropelkami cieszy. Zajrzałam do uszu, a tam pełno brązowej wydzieliny.
Na 90% świerzbowiec i to najwyraźniej od dawna nieleczony. No kurde, nie rozumiem tego! Sąsiadka zawsze wydawała mi się kobietą na poziomie, inteligentną, raczej uważną i kochającą opiekunką, a tu takie coś! Nie wierzę, że mając JEDNEGO kota można nie zauważyć, że zwierzak ma coś nie tak z uszami...
Kurczę, zostało mi trochę maści na świerzb z czasów, gdy leczyłam własne koty. Wiem, że nie powinno się takich leków, kiedyś tam otwartych, używać, ale nie mam za bardzo alternatywy. Może jednak zadziała i choć trochę mu ulży. Oczywiście powiem sąsiadce, jak wróci, że podejrzewam świerzb uszny u jej kota. Mam nadzieję, że coś z tym zrobi. :/