ostrożnie i z odsysaniem, i z kropelkami, a zwłaszcza z kropelkami. Koty mają błonę śluzową w nosku bardzo podatną na wysuszenie i dużo delikatniejszą, niż ludzkie noworodki. Ew delikatne przepłukanie solą morską ( w sprayu), ale to generalnie w sytuacji takiej, że kot nie ma jak oddychać. Jak się uda - inhalacje, dobre są z olejku pichtowego. Mnie też pomogły, jak
śmy się inhalowali.
Ale przede wszystkim - podnoszenie odporności. To jest najważniejsze i powinno być wdrożone jako pierwsze, praktycznie - natychmiast. I trwać kilka tygodni po ustąpieniu objawów.
Jechanie do weta z
lekko zasmarkanym, dorosłym,ogólnie zdrowym, kotem, jest przerostem formy nad treścią. Kot ma w tym momencie obniżoną odporność, może złapać wszystko. Stres wizycie u weta towarzyszy każdemu kotu, a to też nie sprzyja leczeniu, raczej pogłębia problemy (pęcherz może się dołączyć). Poza tym -większość wetów standardowo walnie antybiotyk, przeciwzapalne, może i steryd na dokładkę. Wirusa nie zwalczy, za to walnie po wątrobie,nerkach i trzustce.
Ja to przerabiałam, dłuuugo, tracąc przy okazji majątek, o zdrowiu psychicznym kota i własnym nie wspominając. Teraz, kiedy Gucio zaczyna smarczeć, leci wspomagacz, co tam mam pod ręką, najczęściej biostymina. Generalnie problem mija w ciągu przysłowiowego tygodnia. Bez jakiegokolwiek innego działania. I tak - ja wspomagacz podaję profilaktycznie też rudej, która też jest nosicielką, ale mimo wszysko nie jest tak podatna jak Gucio. Pozostałej dwójki nic nie rusza, chyba dlatego, że żyły długo na dworze i w sposób naturalny przeszły selekcję - uodporniając się na wszystko.
Jeśli infekcja, mimo podawania wspomagacza, po kilku dniach nie cofa się, a raczej widać pogorszenie, kot staje się "inny", obojętnie w jakim obszarze - wówczas ofc wet. I na
dzieńdobry wymaz z nosa i gardła, a potem leczenie celowane, a nie standard.
NIEWIELKI wzrost temperatury u kota,w początkowej fazie infekcji, też nie jest sygnałem alarmowym, jeśli kot ma apetyt, pije, jest wesoły. To oznaka, że organizm walczy, tak samoistnie (i tak powinno być) - wirusy giną w podwyższonej temperaturze.
Uprzedzając ewentualne ataki - takie postępowanie dotyczy TYLKO I WYŁĄCZNIE kotów, które znasz
od podszewki, dorosłych, stabilnych zdrowotnie. Kocięta, znajdy, koty stare - to zupełnie inna bajka, a raczej horror.