chyba juz lato, bo koty robia sie robaczywe, jak pierwsze sliwki.
Tygrys przedwczoraj nam zygnąl Shebą na dywanik a we środeczku piekny długi robal. Nawet sie bezczelny sublokator nie przejął, miałam wrazenie, ze patrzy na mnie nieprzyjaxnie.
Tygrys wczoraj został zawieziony do wetki na odrobaczenie. Straty moje: znów lewa ręka podrapana, tygrys bronil sie jak lew ale został upchniety do koszyka. Jak on sie darł w tym koszyku.
A u wetki spokorniał, dal sobie wcisnac do pycha całą strzykawke pasty na robale, obciąć wszystkie pazury we wszystkich 46 łapach ( a moze 125), nastepnie został zasczepiony. nie wiem czy dobrze, ze pozwoliłam go zaszczepić, ale pani wetka (nie moja Małgosia) zdecydowała, ze w zasadzie nie ma przeszkód, tym bardziej, ze powinien byc szczepiony ponownie dwa miesiace temu).
Pani zainkasowała 98, 50 zł (w tym jeszcze Pratel dla Pyzy i Ramba).
Lzejsza o stówe wróclilismy z pokornym tygrysem do domku.
A w domu Tygrys posiedział na oknie, doszedł do siebie, wskoczył na fotel i zaczął sie wdrapywac po oparciu. No i nic, pazury nie wchodza w obicie. Usiadł wyciągnął łapke rozczapirzył pazurki i z niedowierzaniem wpatrujac sie w to co pozostało zastygł.
Az mi sie go zal zrobiło jak juz sie przestałam smiac.