Padaczka u kotów.

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Śro sie 17, 2011 15:16 Re: Padaczka u kotów.

Na Panią Elę nie mogę dać namiaru. Kotek jest wyraźnie mocno zarobaczony. Serce może i wytrzyma ale jego mała wątróbka raczej nie wytrzyma takiej ilości relanium. Nie wiem czy homeopaty możesz dostać w Toruniu a jemu trzeba pomocy natychmiast. Napiszę na pw
joanna

joannaN

 
Posty: 195
Od: Pt paź 12, 2007 22:07
Lokalizacja: Lublin

Post » Czw sie 18, 2011 6:27 Re: Padaczka u kotów.

Joanno, zgodnie z prośbą wysłałam Ci mmsa na podany przez Ciebie nr tel. Mam nadzieję, że dojdzie. Z tego co wiem to kotek był odrobaczany, ale według mnie też wszystko wskazuje na jakieś pasożyty. Spróbujemy wszystkiego, by uratować Gacusia. Jestem Ci bardzo wdzięczna za chęć pomocy.

mloda31

 
Posty: 8
Od: Śro sie 17, 2011 12:02

Post » Pon sty 02, 2012 11:20 Re: Padaczka u kotów.

Mam 8 letniego kota, który zaczął się trzy dni temu ślinić. Nie było jasne z jakiego powodu (oględziny gardła nie wykazały wyraźnego podrażnienia śluzówki, choć miał lekko zaczerwienione gardło). Ślinotoki były dość obfite - z pyska zwisała gęsta wydzielina. Przypadkowo, zauważyliśmy na podłodze człon tasiemca. Chociaż kot był odrobaczany jakieś 2-3 miesiące temu postanowiliśmy powtórzyć zabieg.

Po podaniu tabletki na odrobaczenie kot miał godzinę później znów ślinotok, ale tym razem towarzyszyły mu objawy, które świadczyły o napadzie padaczki - był zdezorientowany, sierść nastroszona, poruszał się w kółko, a momentami biegał bezwiednie. Włączyliśmy Luminal w czopkach - na początek małą dawka (7,5 mg). Kot się uspokoił na 3 godziny. Potem nastąpił kolejny - już silniejszy atak - kot zsikał się pod siebie. Dostał cały czopek (15 mg) - dawka starcza na ok. 6h.

Ataki są coraz silniejsze. Kot ma zakrwawione łapy i strzaskane pazury, bo w czasie ataku biegnie na oślep, nie chowa pazurów; moczy się, ślini, potem wydaje głośne jęki, czasem chrypie. Wygląda to dość dramatycznie. Zaraz po podaniu czopka objawy przechodziły na kilka godzin. Mam wrażenie, że ostatnio się jednak nasilają. Włączymy zaraz Relanium.

Nie wiem, jakie są prognozy. Jak ataki przechodzą i jest parę godzin spokoju, kot zachowuje się zwyczajnie. Wczoraj miałem nadzieję, że już będzie dobrze. Oczyścił się i wyglądał całkiem zdrowo. Napady jednak stają się częstsze i chyba silniejsze.

Jakie są Wasze doświadczenia w leczeniu padaczki u kota? Domyślam się, że może to być padaczka objawowa spowodowana tasiemczycą. Jeśli tak jest, być może leczenie przyczynowe z użyciem Cestal Cat (druga dawka po 3 dniach) i objawowe Luminal + Relanium da efekt. Może spróbujemy później bromek potasu, jeśli to nie przyniesie efektu.

Yeshie

 
Posty: 3
Od: Czw sie 25, 2011 14:17

Post » Sob sty 14, 2012 18:39 Re: Padaczka u kotów.

Odświeżam temat.
Od miesiąca mamy kota Franka (adopcja ze schroniska). Jest to nasz 3 kot. Przez pierwsze dwa tygodnie było wszystko OK (poza biegunką, pchłami i kocim katarem). Dopiero później dostał pierwszy atak. Po kolejnych 2 tygodniach i 6 weterynarzach dowiedzieliśmy się co jest. Okazało się, że to wodogłowie.
Nasza rada: jeśli chcecie leczyć kota to najpierw zdiagnozujcie na co go leczyć.
Cały opis choroby można przeczytać na http://kotfranek.blogspot.com/.

Pozdrawiamy i życzymy udanych kuracji :)
Oficjalny Blog Franka
Kot z zaawansowanym wodogłowiem i padaczką
http://kotfranek.blogspot.com

ludzie_franka

 
Posty: 1
Od: Sob sty 14, 2012 18:16

Post » Czw lut 02, 2012 14:14 Re: Padaczka u kotów.

Zaznaczę do poczytania.
Dzisiaj mój Kaziu miał atak padaczki.
To było straszne, myślałam, że on umiera.
Natychmiastowa pomoc mojego weta rodzinnego postawiła Kazia na nogi.
Kaziu żyje, chodzi, a po ataku padaczki ani śladu.
Ostatnio edytowano Wto lut 07, 2012 18:39 przez Fredziolina, łącznie edytowano 1 raz

Fredziolina

Avatar użytkownika
 
Posty: 11916
Od: Śro kwi 13, 2005 19:24

Post » Wto lut 07, 2012 16:24 Re: Padaczka u kotów.

Witam.
Moja kotka, ponad tydzień temu straciła apetyt, ogólnie była osłabiona. Pojechaliśmy do wet, który dał jej jakiś zastrzyk ( po którym miała się poczuć lepiej) i do domu tabletkę odrobaczająca (nazwy nie pamiętam), miałam jej dać ją rano. Po zastrzyku kot rzeczywiście poczuł się lepiej.. Jak wróciliśmy do domu kotka czuła się lepiej, zjadła sporą porcję mokrej karmy. Nie było nic podejrzanego. Następnego dnia około godziny 6 dałam jej pól tabletki (odrobaczającej), ponieważ strasznie się wyrywała i stwierdziłam, że polówkę dam jej później. Około 7 obudziły mnie dziwne dźwięki w przedpokoju, odrazu się zerwałam, a kot trząsł się (kotka prawdopodobnie miała atak padaczki - lub coś do niego podobne). Od razu zadzwoniłam do wet., który stwierdził, że po tej tabletce może wystąpić ślinotok, próbowałam jej wytłumaczyć, że kotka się trzęsła i w ogóle. Okolo godziny 13 znowu wystąpił atak (lekki - ślinotok i drgawki). Po 15 pojechałam do wet. pokazałam jej filmik, który nakręciłam podczas ataku. Wet stwierdziła, że to padaczka dała jej zastrzyk - nie jestem pewna ale chyba było to wapno, dała mi również tabletki (luminal) - do podania po godzinie po ataku i taki jak by syropek uspakajający, który miałam dolewać do jedzenia. Kotka od tamtej pory miała apetyt (można powiedzieć, że nawet sporo jadła), ale ataku nie było żadnego (przynajmniej przy mnie, a mam ferie i prawie cały czas siedzę w domu). Kotka chodziła osłabiona, prawie cały czas leżała w koszyku, a jak wstawała to chodziła jak "pijana", oddawała mocz do kuwety, ale kału nie oddawała w ogole. Cieszyłam się, że nie ma ataków ale nie wiedziałam co jest grane. Do tej pory nie wiem. czasami wstawała i chodziła można powiedzieć w kółko, powoli. Dziś oddala tak jak by mocz pod siebie, ale nie było żadnych drgawek ani ślinotoku (wstała i wysiusiała się na dywanie). Nie wiem co jest grane. Myślę, że to może być nie padaczka (a te dwa ataki były padaczko podobne, które wystąpiły tylko po tej tabletce od robaków - drugiej polówki jej nie dałam). Myślałam, że może to być choroba wątroby, niedoczynność przytarczyc lub jakieś pasożyty?
Proszę o pomoc, a jeżeli macie jakie kol wiek informacje na ten temat. Będę wdzięczna. ;(

mrovka

 
Posty: 3
Od: Wto lut 07, 2012 15:58

Post » Wto lut 07, 2012 17:00 Re: Padaczka u kotów.

Mrovka, to wygląda na tyle poważnie, że nie wiem, czy ktoś się podejmie doradzać na forum. Kotkę musi zobaczyć na prawdę dobry weterynarz który zrobi jej porządne, szczegółowe badania. Kotka od tygodnia zachowuje się bardzo niepokojąco. Nie piszesz, czy podajesz jej luminal. Bo to może być też reakcja na nie dopasowane dobrze do jej wagi i wzrostu dawki luminalu. Ale o tym też sama nie zdecydujesz, ani nikt tutaj. Nawet weterynarz nie postawi diagnozy przez internet. Uważam, że i tak za długo zwlekasz, przez tydzień tylko obserwujesz co się dzieje. Tak jak sama piszesz, wcale nie wiadomo, czy to w ogóle padaczka, to może być np. reakcja na toksyny zabitych robaków lub cokolwiek innego.
Nie wiem, skąd jesteś, ale w dziale "Weci polecani" znajdziesz namiary na dobrych wetów w różnych regionach kraju, może i w swojej okolicy kogoś tam znajdziesz. Jak najbardziej na pierwszą wizytę zanieś też filmiki, one też mogą coś wetowi powiedzieć. Ale poza tym poproś o badania. I nie zwlekaj.

Anka

 
Posty: 17254
Od: Sob mar 08, 2003 21:23
Lokalizacja: Gdynia

Post » Wto lut 07, 2012 18:21 Re: Padaczka u kotów.

Kontaktuje się ze swoim weterynarzem, który wyleczył już ją kiedyś i mojego psa tez leczył (ale całkiem inne choroby), myślę, że należy do tych lepszych. Podawałam jej dwa razy luminal ( po konsultacji z wet.). Dziękuje za odpowiedz od Anki. Jutro postaram się podjechać do wet. Pisząc tu chciałam się dowiedzieć również czy nikt inny nie miał podobnego przypadku? ;(
Wspomnę jeszcze, że kotka ma prawie 7 lat, jest dachowcem, nie wychodzi na dwór, mieszkam na 3 pietrze ( raz mi spadła z balkonu) ale to już z 3-4 lata temu i nic jej nie było.. rzadko choruje, była odrobaczana.

mrovka

 
Posty: 3
Od: Wto lut 07, 2012 15:58

Post » Nie lut 12, 2012 19:12 Re: Padaczka u kotów.

Witam ;)
Następnego dnia pojechałam do wet., który dał kotce antybiotyk przeciwzapalny, porządne odrobaczenie (kropelki na kark), podłączył kroplówkę, żeby ją wzmocnić.
Stwierdził, że mogą to być jakieś zmiany neurologiczne i na razie nie ma co robić badań tylko poczekać. Nie dawał jej dużych szans, ale stwierdził również, ze po dwóch atakach nie można stwierdzić, że był to atak padaczki i podawać luminal, który jeszcze bardziej "ogłupi" kota.
Kotka zrobiła kupę (pierwszy raz od ponad tygodnia). Czuła się lepiej, zaczęła jeść, wet. kazała jej dolewać do jedzenia trochę oleju. Zaczęła wskakiwać na łózka, fotele itp. (wcześniej nie mogła). Po prostu można powiedzieć wyzdrowiała! Dziś czuje się świetnie, nie widać już żadnych objawów choroby.
Prawdopodobnie była mocno zarobaczona, a tabletka, którą dala jej pierwsza wet. była dość słaba i nie zabiła robaków, ataki padaczko podobne miała albo od rozkładających się robaków (które nie były do końca usunięte), albo od tabletki, której resztki mogły znajdować się w policzkach i wywoływać gorycz prowadzącą do ślinotoku.
APELUJE! PO ATAKACH PODOBNYCH DO PADACZKI NIE MOŻNA STWIERDZIĆ OD RAZU ŻE TO PADACZKA!
Padaczka to rzadka choroba u kotów, zazwyczaj jest to coś innego. A na pewno trzeba uważać na stosowanie leków np. luminal w złej dawce.
Pozdrawiam i życzę, żeby wasze problemy z chorymi kotami kończyły się podobnie jak moje. ;)


Mróvka ;]

mrovka

 
Posty: 3
Od: Wto lut 07, 2012 15:58

Post » Sob mar 24, 2012 12:09 Re: Padaczka u kotów.

Dziś straciłam mojego kochanego Borysa. Zaczęło się to tak :
Jakiś miesiąc temu mieliśmy w gościach psa od mojej mamy i pod koniec wizyty kota rano znalazłam za kanapą - osowiały , śliniący się ,szerokie źrenice i lekko śmierdzący własnym moczem -zaniedbany ,po tym stanie nic przy sobie nie robił przez około 2 doby .Od razu pojechałam do wet -diagnoza :depresja .Po około 2 tygodniach znów miał depresję tak więc wiedziałam jak się nim zająć .Za każdym razem następnego dnia Borysek wracał do zdrowia .Dostawał wilczego apetytu tak więc myślałam że wraca do zdrowia. Kolejna depresja miała miejsce 3 dni temu ( czwartek ) .Było to dla mnie zbyt niepokojące ale za każdym razem kiedy wpadał w depresję poprzedzało to wizytą psa ( pie i kot żyły zgodnie ) .Poszłam do wet ,kot był w takim samym stanie jak za pierwszym razem.Z diagnozy mojej wet ( dodam że pierwsza wizyta była u innej -mniej doświadczonej aczkolwiek tak samo jej ufałam i byłam pewna ze zrobiła wszystko żeby mu pomóc ) wynikało że to coś więcej .Borysek został w przychodni na kilka godzin na obserwacji i przeprowadzenia badań.Wstępna diagnoza to nerki lub cukrzyca.Po badaniach wynikło zupełnie coś innego -wątroba ,normy dla wątroby znacznie przekroczone ( akurat nie mam napisanej normy ale norma to około 40 a u Borysa było GPT 307 i GOT 151 ) ale przy odpowiedniej diecie ( już w piątek kupiłam mu na allegro Royal Canin HEPATIC bo u wet akurat nie było) kot miał żyć sobie długo i szczęścia .Na odchodne dostałam kroplówkę do podania w domu , jakąś tabletkę na wątrobę i dziś rano miałam się zgłosić na kolejną dawkę zastrzyków.Zalecenia w domu-gotowane mięsko i rybka ,dieta lekko stawna. W piętek Borys dostał kroplówkę ,zjadł gotowanego indyczka i troszkę halibuta( niestety za rybą nie przepadał ) -byłam w siódmym niebie że czuje się lepiej. Mnie dopadł wirus - grypa żołądkowa i 40,4 stopnia goraczki -byłam tak osłabiona ale Borys był ważniejszy .W ciągu dnia obudził mnie tel. o wet -pytała jak Borys ,odpowiedziałam że lepiej , że zjadł sporo ,tylko pic nie chce .Wieczorem zauważyłam że Borys zaczyna sikać pod siebie , ślini się ,ruchy żuchwą ,głowa i oczy latały mu prawo lewo ,po tych napadach dostawał szału i biegał jak opętany z pazurami na wierzchu -zupełnie bezwiednie a że było to już po godzinach urzędowania przychodni weterynaryjnej tak więc postanowiłam przeczekać do rana bo i tak o 9 mieliśmy jechać na kolejną serię zastrzyków.
Ledwo przytomna z gorączki i wyczerpana po rewolucjach żołądkowych obudził mnie straszny hałas około godziny 22.30 -pomyślałam że Borys bije się z kotami ( mam jeszcze 2 koty) ale to nie było normalne bo od zawsze są razem i nigdy nie było żadnych spięć między nimi .Borys biegał w miejscu ,przeraźliwie krzycząc , miaucząc ,ślinił się ,oczy biegały mu lewo -prawo.Okropny widok jak musiałam na niego patrzeć jak biedny kotek musiał cierpieć i jak strasznie go bolało-byłam przerażona.Całe szczęście miałam wsparcie męża.Cały napad trwał około 10-15 min i już wtedy wiedziałam ze takie konwulsje mogą sugerować padaczkę .Barys się uspokoił i poszliśmy spać .Ponowny atak miał o godzinie 23.30 ale był bez porównania silniejszy - nawet nie wiecie jak ten kot cierpiał .Przed północą zadzwonił mąż do wet ( ja nie byłam w stanie -ryczałam) i diagnoza -napad padaczki -powiedziała żeby podać glukozę i widzimy się rano (wahania cukru we krwi mogą powodować padaczkę ) .Szybko podałam mu glukozę i myślałam ze mu pomogło ,Borys się uspokoił ale w tym samym momencie uszło z niego życie ( pisze ten wątek i cały czas płacze -Borys był z nami 5 lat).Umarł .Odszedł w niemiłosiernych cierpieniach ,to było straszne i nie wiedziałam że aż tak bolesne dla mnie .Rano zawołałam dzieci ( 5 i 7 l.) i powiedziałam im że Borysek poszedł do kociego nieba. Borys umarł na depresję :cry: , ale przynajmniej już nie cierpi ,śpij spokojnie .
Iwona ***

riwa24

 
Posty: 2
Od: Sob mar 24, 2012 11:29

Post » Sob mar 24, 2012 13:21 Re: Padaczka u kotów.

riwa24, proszę, zmień weterynarza, żeby nie wykończył Ci reszty kotów.
Koty nie umierają na depresję.
Twój kot był chory.
Obrazek http://www.facebook.com/TOP.INNI?ref=pb
milczenie jest srebrem, a mruczenie - złotem...

Szenila

 
Posty: 1850
Od: Pt gru 03, 2010 18:24
Lokalizacja: Chrzanów

Post » Sob mar 24, 2012 15:09 Re: Padaczka u kotów.

Teraz po zdobytym doświadczeniu i przeczytaniu wielu postów i wątków związanych z padaczką zdaję sobie sprawę że pierwszy objaw depresji był pierwszym napadem padaczki .Najbardziej żal mi kota że musiał aż tyle się nacierpieć przed śmiercią a miał się u mnie jak u Pana Boga za piecem .

Fajny był z niego kot :)
Iwona ***

riwa24

 
Posty: 2
Od: Sob mar 24, 2012 11:29

Post » Wto cze 12, 2012 10:46 Re: Padaczka u kotów.

Witam,
Ja także chciałam się podzielić moim doświadczeniem z padaczką u kota. Może moje przeżycia pomogą komuś kto nie wie co się dzieje z jego pupilem.
Objawy u mojej Lili - kocicy w wieku ok. 3,5 roku zaczęły się ok. 2 tygodnie temu. Lili jest u nas już od ponad 2,5 roku i jak do tej pory była cudną, niezwykle ruchliwą i radosną kotką. Nie mieliśmy z nią praktycznie problemów, może z wyjątkiem tego że nie lubi mojej młodszej córki i od pół roku sika jej do łóżka. Nic nie działało, ani odstraszacze, ani uspokajacze, a teraz zastanawiam się czy to już nie był pierwszy objaw choroby.
Cała sytuacja rozpoczęła się jak pisałam 2 tygodnie temu. Lili zaczęła od czasu do czasu (raz na dobę, głównie w nocy) dziwnie głośno i gardłowo miałczeć. Wydawała ze 2-3 takie miałknięcia i to był koniec, nic innego niepokojącego się nie działo. Wprawdzie zauważyłam że zaczęła więcej jeść i stała się bardziej ociężała, ale tłumaczyłam to tym że przytyła (jest wysterylizowana). Parę razy moja starsza córka zwróciła mi uwagę że gdzieś jest mokro - jakby coś było rozlane - a to na jej pościeli (u niej kotka sypiała często, ale nie sikała, bo starszą córkę uwielbia), a to fotel komputerowy. Nie wiedzieliśmy skąd to. Ale kotka zaczęła coraz częściej miałczeć w ten gardłowy sposób i wreszcie w sobotę 2/06 zauważyliśmy że kotka wydając te dźwięki zaczyna się ślinić. Wyglądało to tak, że najpierw zaczynała kłapać szczęką jakby ta ślina jej uciekała a ona chciała ją złapać, potem wisiały jej takie farfocle ze śliny jak u buldoga, a następnie zaczynała miałczeć. Szukałam informacji na ten temat w internecie ale nic mi się do końca nie zgadzało, bo jak znalazłam jeden objaw to pięciu innych nie było. W poniedziałek Lili prócz ślinienia zademonstrowała coś w rodzaju kręcenia się w kółko, jakby uciekania przed ogonem. Wtedy pomyślałam o padaczce ale w internecie był film na którym kotek leży na boku i przebiera łapkami, co kompletnie nie odpowiadało temu co robiła Lili. W końcu we wtorek wylądowaliśmy u weta. Lekarz wysłuchał iinformacji, zbadał ją dokładnie i powiedział że w badaniu ogólnym nie ma zastrzeżeń, żadnych opuchlizn, guzków, zęby i dziąsła ok, oczy i uszy też. Zrobił badanie krwi i kazał się dowiadywać następnego dnia. Badanie krwi okazało się idealne, żadnych przekroczonych norm, nie ma podejrzeń o chorobę nerek czy wątroby - po prostu wzór zdrowia. Lekarz kazał obserwować i dać znać czy objawy mijaja czy się nasilają. Właściwie wtorek i środa do wieczora były spokojniejsze. Aż w środę wieczorem zaczął się koszmar. Lili zaczęła mieć ataki nie tylko ze ślinieniem, ale właśnie z tym kręceniem się wokół własnej osi, warczeniem i ... załatwiła się pod siebie. W Boże Ciało rano było już dużo gorzej, ataki następowały co 15-30 minut. Wysłałam dzieci do Babci, a kotkę zamknęłam w łazience, bo powiem szczerze nie tylko byłam przerażona jej stanem, ale sama zaczęłam się jej bać. Miałam nawet obawy czy to nie wścieklizna, ale nie miała by się skąd wziąć bo Lili jest kotem w 100% nie wychodzącym i nie mającym kontaktu z innymi zwierzętami. Jej ataki były coraz częstsze i gorsze. Ślinienie i robienie pod siebie oraz koszmarne drgawki i rzucanie jakby się z kimś biła. Przy tym warczała, fuczała i prychała sama na siebie, jakby chciała atakować. Każda rzecz znajdująca się bliżej niż 1 metr przy tych drgawkach fruwała w powietrzu. Mój wet miał w Boże Ciało zamknięte a ja nie widziałam możliwości aby jechać przez całe miasto z kotem w takim stanie. Postanowiłam że jeśli przeżyje do piątku rano to od razu lecę do mojego lekarza. Udało się i w piątek już o 8.00 byłyśmy w przychodniu. Zanim zostałyśmy przyjęte, kotka dostała na korytarzu jednego ataku (nieco łagodniejszego, bo bez kręcenia i rzucania, ale może dlatego że ją trzymałam na rękach), potem w gabinecie u lekarza drugiego. Pokazałam też pani doktor film, który nagrałam jeszcze przy jednym z łagodniejszych ataków. Lekarka od razu powiedziała że to padaczka. Powiedziała mi też że ataki mogą mieć różny przebieg i różnie wyglądać, ale jest to typowy atak padaczkowy. Kazała mi wykupić Luminal w tabletkach i - ponieważ szłam do pracy na cały dzień - prosiła aby zostawić u nich Lili na obserwacji czy lek pomaga. Wczoraj dowiedziałam się, że jak już poszłam a lek jeszcze nie zadziałał, to Lili miała dwa takie ataki że przychodnia chodziła. Wieczorem odebraliśmy ją do domu i kazano nam na razie podawać lek 2xdziennie po pół tabletki. Jeszcze do niedzieli wieczór lek nie działał całkowicie. Tzn. uspokoiły się drgawki i robienie pod siebie, zaczęła mniej jeść, ale ślinienie i miałczenie występowały dalej. Do tego Lili po lekach była bardzo otępiała, prawie nie reagowała, ciągle leżała, nie myła się, więc futro było w stanie opłakanym. Wczoraj rozmawiałam z lekarką, powiedziała mi że póki organizm nie przywyknie do leku może następować takie otumanienie. Ale na razie przez ok. 2-3 tygodnie Lili musi przyjmować dużą dawkę Luminalu, aby "wysycić" organizm lekiem, bo te jej ataki były bardzo ciężkie. Jak organizm się nasyci zmniejszymy dawkę. Od wczoraj widzę dużą poprawę, ślinienie i miałczenie ustało, Lili zaczęła chodzić po domu, obwąchiwać wszystko, wskakiwać na meble i na okno, zrobiła sie nawet mniej otumaniona. Pomogłam jej doprowadzić się do porządku i wyczesałam ją porządnie. Wszystko zaczyna wracać do normy i mam nadzieję że tak już zostanie. Mam świadomość tego że leki będzie brać do końca życia, ale liczę że przy lekach jej życie będzie przebiegać jak przed chorobą.

dzagud

 
Posty: 1
Od: Wto cze 12, 2012 9:45

Post » Pon lip 02, 2012 15:31 Re: Padaczka u kotów.

Witam,
Również chciałabym opisać losy mojej niespełna rocznej kotki - Basi, która odeszła 30 czerwca 2012 (*).
Kotka przygarnęłam od Pani której z racji tego że jest wolontariuszką w schronisku ( i wszyscy o tym wiedzieli) podrzucili pod drzwi mieszkania karton z małymi kociakami - niewiadomego pochodzenia, ktoś chciał się ich pozbyć. Basieńka miała ok 3 miesięcy, była po przebytym przeziębieniu lub kocim katarze. Oczywiście od razu zabrałam ją do weta na odrobaczanie i szczepienia. Mam w domu dwoje dzieci także sprawy zdrowotne i higieniczne na 1 miejscu! Weterynarz zobaczył że kotka przebyła chorobę bo miała widoczne naczynka na białkach oczek. Nigdy one się nie wchłonęły. Kotka była zdrowa, radosna, bardzo łagodna, poprostu przecudowna.Miałczała, mruczała, gadała z muchami, wystrczyło się na nią spojrzeć a już miałknięciem zaczynała ,,dyskusje". Miałam wiele kotów w domu rodzinnym ale nigdy tak wspaniałej i kontaktowej kotki. Zaczęła nam chorować ok 20 czerwca. Zwymiotowała kłakami, nie jadła, nie piła, nie kupkała, nie sikała...wymiotowała ze 2 dni co jakis czas już żółcia, bo nie miała czym innym. Do weta. Tam kroplówka, antybiotyk,nospa że pewnie to zatkanie kupą,kłakami itp i do domu. Kotka nadal nic. Kolejny dzień rtg brzuszka czy nie ma ciała obcego, pasta na kłaki do buzi i znów antybiotyk. Basia nadl nic- ani kupy, ani siku, ani jedzenia czy picia i coraz słabsza, prawie cały czas spała. Kolejny dzień kroplówka, udg brzuszka, badania krwi, lewatywa i groźba weta ze jak sie nie poprawi trzeba będzie ją otwierać patzreć czy w jelitkach nie ma ciała obcego. I od lewatywy gdzie Basia się troszke wypróżniła, poprykała...zaczęła sie poprawa. No to Basia zaczęła sama jesc, robiła kupke- wszystko wracało do normy po ok tygodniu. Minęły 3 dni w których wiadomo Basia odzyskiwała siły, potrafiła upaść gdzieś wskakując, czasem myliły jej sie nózki, ale tłumaczyliśmy tym że osłabiona no bo przecież prawie zeszła z nniejedzenia. No i nasza Basieńka zdrowiała.. zdziwił mnie moment kiedy Basia spała a mąż z kawałkiem mięska przy nosku jej poruszał a ona nic. Mąż szturchnął ja pare razy palcem, ona nic, sztywna...dopóki nie krzyknęłam ,,kici, kici" - ocknęła sie. Zdziwlismy się ale nie wzielismy tego za nic chorobowego,Basia zdrowiała jadła, wypróżniała się, to było najważniejsze. 29 czerwiec, ok 3 dni zdrowienia Basi- kotka leżąca na kanapie próbuje się jakby umyć, patrze co ona wyprawia ze tak łapkami macha jakby chciała umyć pyszczek a nie mogła. I się zaczęło, wielki atak padaczki trwający dość długo, bieganie w miejscu, nieświadome wyrywanie się, siku, piana z pyszczka. Tak ok 2 minuty, potem wielkie gardłowe MIAŁczenie z bólu i leżenie w bezruchu przez ok 10 minut. Tak jakby sama niewiedziała co się z nią dzieje. Tel do weta, Baśke na ręce i w samochód. Dojechaliśmy- Baśka już po ataku, prawie normalna tylko na oczkach widać że takie za mgłą. Wetka mówi- może od leków, przyczyn może być wiele, może sie powtorzy może nie...nie wiadomo. Wrociliśmy do domu, kotka się tuliła, mruczała, znormalniała, ale oczy miała nie swoje- za mgłą. Bardzo bałam się nocy. Przebudziłam się ok 2, zajrzałam do Basi na kanape- siedziała z wielkimi gałami, spokojnie siedziała. Podchodze, a ona jakby w transie, jakby się zacięła. Dopóki nie poczuła dotyku jak ją głaskam jakby nie widziała ręki mojej która sie doniej zbliża. Zamruczała, ocknęła się. Poszłam spać. 30 czerwiec 6 rano. Wielkie walenie Baśki o podłoge, bieganie w kółko- mocny atak,6.05 kolejny atak, 6.15 kolejny... jeden za drugim, kończyła drgawki, miałknięcie,kolejne drgawki. Potem pół godziny spokoju-myśle przejdzie jej. Kotka leży, nieruchomo, nie reaguje, oczami nie mruga, widac po brzuszku ze oddycha. Taka jakby odłączona, w ataku ale słabiutkim, w jakimś zawieszeniu, odłączeniu. Myślałam odpocznie, wstanie. 6.50 chciała chyba wstać, coś zrobić, sparaliżowana w tyle, z głową trzesąćą, z tikami w oczach - szedł kolejny atak. Aż do 7.20 gdzie byłam już z nia u weta. Pół godziny ataku, ostrego z sikaniem, z bieganiem, charczeniem- dopóki niedostała relanium a potem luminal. Do domu. Potem 2 godziny wegetacji, leżenia bez ruchu, nie mrugania - wyschły przez o rogówki, nie robiła nic, zadnych oznak życia, tylko brzuszek sie poruszał i o 10 wizyta zeby zobaczyć jaka kici kondycja. 10.20 decyzja o uśpieniu. Możliwe że miała wylew, może guzy, teori jest wiele, może ta choroba kilka dni wcześniej to też już oznaka ukł. nerwowego. Zostało gdybanie i sie domyslanie. Była cudowna, dobrze że się już nie męczy :(

Lila84

 
Posty: 1248
Od: Pon lip 02, 2012 14:52

Post » Nie lis 18, 2012 18:52 Re: Padaczka u kotów.

Witam, jestem tu nowa i chcę opisać przypadek mojego kiciusia, który jest chory i nikt nie wie jak mu pomóc.A oto jego historia.Mam kota, dachowiec, ok 6 kg waga, do tej pory zdrowy.
Zaczęło się od środy 14.11. Kot zaczął się dziwnie zachowywać.
Zaczął się ślinić i drżały mu poliki, rozrzerozne źrenice oraz biegał po mieszkaniu jak oszałaly, trwało to kilka sekund po czym zacząl przeraźliwie miauczeć. Takie ataki powtarzały się co 30 min. Zawiozłam go do weta, okazało się, że ma nadżerki na języku. Dostał antybiotyk, tabletkę
na te nadżerki i pani kazała obserwować. Ataki trwał całą noc (kot od 2 dni nie oddawał moczu). W czwartek rano zawiozłam go z powrotem do weta. Pobrano mu krew i puszczono do domu( bez biochemi nie podali mu nic). Po południu wyniki już były ( ast-160,1; alt 167,4;gldh-20,8;cholesterol-182,4;trójglicerydy-175,3). Lekarz stwierdzil, że to jest silne zatrucie wątroby i nakazał kroplówki oraz (ringer,stomogryl, nast dnia ringer,combvit,duphalyte,furosemidum,catosal) , mam w domu drecenę (już wyrzuciłam), więc diagnoza, ze prawdopodobnie podtruł się właśnie draceną. Ataki nadal się powtarzały. W piątek kot spędził cały dzień w lecznicy na kroplówkach. Wieczorem miał atak padaczki. Przewrócił się na plecy, ruszał łapami wygięty i lekko podskakiwał. Oddał mocz oraz kał. Natychmiast zawiozłam go całodobowej kliniki, dostał diazepam. ( wet z tejże kliniki, był zaskoczony obecnym leczeniem, stwierdził, że zmiany wątrobowe nie sa takie złe i że on dałby kotu steryd na te nadżerki, tabletkę na wyleczenie jamy ustnej oraz lek osłonowo na wątrobę) Po powrocie do domu kot miał jeszcze jeden atak padaczki. Zaczął się od ślinienia, potem maraton przez mieszkanie a na końcu połozył się na boku i drgawki. W sobotę pojechałam z nim do weta prowadzącego. Pani zbytnio nie zareagowała na te ataki, dalej podawała kroplówkę i kazała odebrać kota o 13.30. Gdy przyjechałam po niego miała atak samego slinienia się. Wyjęłam go z transportera aby lekarka mogła dać antybiotyk do wenflonu, niestety kotek miał znow atak slinienia, jegnak ona nie zareagowała na to i w chwili gdy kot był w amoku chciała podac mu zastrzyk, co wywołało u niego dziwna reakcję. Wyrwał się i zaczął skakać po gabinecie przyrażliwie miaucząc, rycząc, sycząc. Pani stwierdziła, że kot jest nader agresywny ( nie pomyślała, że winą była chęć podania leku w trakcie ataku ślinienia). Po powrocie do domu kolejny ataki ślinienia i drżenia polików miały częstotliwość ok co 30 min, czasem towarzyszyło im bieganie po mieszkaniu lub oddawanie moczu. O godz 21.30 był atak ze śliną a o 21.45 kot zaczął biegać po mieszkaniu, tłuc się po meblach, po czym przewrócił sie w kuchni na grzbiet i walił głową w podlogę, łapy wygięte, wyrwał sobie 2 pazury. Trwało to ok minuty. Kolejna wizyta w całodobowej klinice. Pan od diazepamu od razu dał recepte na luminal oraz dał bromek potasu. Po powrocie do domu dałam mu 1/4 luminalu (kot waży 5900) oraz 6 jednostek bromku potasu. Dla bezpieczństwa zamknęłam kota w transporterze. Ok godz 2 w nocy kolejny atak padaczki, kot wyrwał drzwi od transportera, wyleciał z niego po czym połozył się na boku i leżał w konwulsjach. Trwało to ok minuty. Nastepny atak miał miejsce o godz 4.30. Maż praktycznie usiadł na transporterze trzymając drzwi i tym razem cały atak miał miejsce tam. Kot wbijał pazury w drzwi i walił głowa w plastikową ścianę transportera. Po ok minucie już tylko lekko miauczał (wcześniej wył), opadnięty z sił powoli się wydostał i położył na boku cięko oddychając, co jakiś czas próbował podnieść głowę. Leżał tak ok 30 min. Kiedy wstał włożyłam go z powrotem do transportera i tak przespał całą noc bez ataku. Ok godz 9.30 zauważyłam lekki atak ślinienia się. Kulka wyszedł z transporteru, dostał jedzenie (był bardzo głodny) wykazywał chęć glaskania, sam sie upominał, chodził z zadartym ogonem, miauczał (ale tak jak zawsze sie jak domagał uwagi), chwilkę się pobawił i położył na dywanie. Zasnął. Podczas snu znowu miał atak ślinienia z oddaniem moczu, wiec z obawy o atak padaczki włożyłam go do transportera i tak tam sobie siedzi, Ogólnie to śpi, lub ma małe ataki slinienia.
O godz 15 jadę z nim do weta prowadzącego na następną kroplówkę.
Ogolnie na kotka wydałam już prawie 1000 zł, ale nie o pieniądze mi chodzi. Nie chcę żeby się męczył. Czy to mozliwe, że ataki padaczki są spowodowane tym uszkodzeniem wątroby lub nadżerkami na języku ? Dziś byłam u weta, wenflon zatkany wiec kot doatał kroplówkę podskórnie co ogólnie wiadomo ma kiepski rezultaty, plus 2 zastrzyki. Pan ( kolejny lekarz z kliniki w której leczę kota) miał inne teorie odn padaczek, "ogólnie to ogólnie muszą państwo obserwować). nie mam już pomysłów ani sił a i kasa się kończy. Zastanawiam się czy nie skrócić cierpienia mojemu skarbkowi. Cy ktoś z Was zetknął się z takimi objawami ? Pomóżcie jeśli macie jakiś pomysł lub własne doświadczenia.
jo.anna
 

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot], magnificent tree i 538 gości