Dzisiaj byliśmy u weta, ma też przypisany luminal. Trochę się martwiłam, że bierze dwa ciężkie psychotropy na raz, ale weterynarz wytłumaczył mi, że przy tak ciężkich atakach (bez żadnego stanu przejściowego) konieczna była ostra reakcja. Teraz karmimy ją jednym i drugim, aby odstawić za chwilę relanium. Miałam mieszane uczucia, nie powiem, ale od momentu aplikacji obu leków Luna jest zupełnie inna. Nie chcę jeszcze mówić o cudownym ozdrowieniu (tfu, tfu) ale: 1) nie ma ataków, 2) ma w końcu energię, sama przychodzi się pobawić i pomiziać, 3) zaczęła normalnie korzystać z kuwety, zamiast posikiwać po kątach. Po kilku dniach oglądania kocich zwłok jestem szczęśliwa, że choć trochę się ożywiła. Najpierw była osłabiona przez ataki, potem była otępiała przez leki, łapki odmawiały jej posłuszeństwa i tam gdzie się przewróciła, tam leżała jak martwa. Nie widzę u niej też nadmiernego pobudzenia. Wiem, że przed nami jeszcze długa przeprawa, tym bardziej, że dzisiaj coś dziwnego wyszło w USG i jutro jedziemy na badanie moczu, ale jest pod stałą opieką, a ja widząc zaangażowanie weterynarza naprawdę nie chcę mu nic zarzucać. Jest świadom tego, że nie jest ekspertem od wszystkiego, ponoć wykonał dzisiaj telefony do kilku specjalistów, do tego dzisiaj w lecznicy mieli burzę mózgów. Przyznam, że w pełni mu zaufałam, tym bardziej, że widzę poprawę.
Zauważyłam też inne zachowanie u drugiego kota co daje mi dużo nadziei. Czasem sobie sykną, poprychają na siebie, ale nie ma już ataków.