Hej
Poczułam sie nieco wywołana do tablicy
Watek przeczytałam pobieznie, przyznaje, postaram sie pare zdań na tematy, które mi sie rzuciły w oczy
- o co ogólnie chodzi w BARFie juz mniej wiecej przekazała Liwia - ma to byc jak najdoskonalsze odtworzenie naturalnej diety drapieżnika, czyli mięso, ale koniecznie z kośćmi (!), tkanka łączną itp., + warzywa i wszystko co ma reprezentować zawartość układu pokarmowego ofiar, którą drapieznik zjada przy okazji
- od suchych karm różni sie nie tylko składem i zawartościa wody, ale przede wszystkim faktem, że wszystko jest surowe, nieprzetworzone, znacznie lepiej strawne i przyswajalne, zawierajace naturalne enzymy i witaminy, które sa inaktywowane w wysokich temperaturach
- tak, koty musza jeść kości. Karmienie samym mięsem wcale zdrowe nie jest. W jakimkolwiek żywieniu konieczne jest zachowanie odpowiednich proporcji pomiędzy wapniem a fosforem. W całym zwierzaku taka proporcja jest zachowana, mięso ma duzo fosforu, mało wapnia, kości na odwrót. Jak zabierzemy kości, zabierzemy wapń, co może prowadzić do bardzo poważnych problemów zdrowotnych, szczególnie u rosnących zwierząt. Takze kupowanie najchudszego i najlepszego mięsa dla kotów jest bez sensu (typu chuda wołowina czy pierś z kurczaka). Im mięso zawiera więcej chrząstek błon itp. tym lepiej, skóra, troche tłuszczu tez, dla chudych kotów nawet duzo tłuszczu. Podroby tez sa ok, choc nie moga być samodzielna podstawa diety.
- jedna z najwazniejszych zasad jest ZERO weglowodanów (żadnych kasz, ryżu, makaronu, chleba) itp. W naturze zwierzeta tego nie jedzą. Żadne zwierzęta zresztą, włączając przodków ludzi (swoja droga z chwila przejścia ludzkości na pozywienie głównie węglowodanowe dramatycznie wzrosła liczba chorób...)
- uzupełnieniem sa przetwory mleczne, zwłaszcza jogurt naturalny (korzystne dla trawienia bakterie, normalnie uzyskiwane z jelit ofiar), róznego rodzaju nasiona, oleje tłoczone na zimno (!)
- mozna dodatkowo podawać niewielkie ilości domowego ludzkiego jedzenia typu słabo przyprawione resztki obiadu, ok. 5% całości
- im wieksza rozmaitośc pokarmów, tym lepiej. Ideałem byłoby podawanie tak wielu gatunków mięs, jak udaje sie dostac w handlu.
- kości drobiowe nie sa niebezpieczne. Surowe kości są znacznie, znacznie miększe niz kości gotowane czy pieczone. Kot zreszta jest na tyle małym zwierzęciem, że rozgryzienie naprawde długich grubszych kości drobiowych jest poza jego zasięgiem. Natomiast szyjki, kręgosłup, miednica i żebra nie sa kośćmi długimi i w ogóle nie rozpadaja sie na drzazgi, to wynika z ich budowy. Jak sie ktos boi drzazg, może podawać te fragmenty. Mój pies czasem jadał nawet skrzydła indycze, chociaż te juz nieco mnie stresuja ze względu na rozmiar kości.... Koty - głównie szyjki i żebra. Żebra sa najlepsze, ale ich wykrawanie to niefajna i pracochłonna czynność (z tzw. porcji rosołowych). Ideałem byłoby żywienie mięsem ze zwierząt takiego rozmiaru, jakie kot samodzielnie może złapać, ale człowiek takie rzadko jada (tutaj z psami jest łatwiej). Czasem mozna kupic przepiórki, ale koszmarnie drogie są... Mozna oczywiście kości zemleć i podać w ten sposób, jednak wtedy nie osiąga sie trzech zysków dodatkowych - usuwania kamienia nazębnego, ćwiczenia mięśni szczęk i głowy w ogóle (ważne dla zachowania sprawności na starość) oraz - po prostu - ciekawego zajęcia dla kota. Jeśli nie daje sie kości TRZEBA dawać inne źródło wapnia, np. skorupki jaj (wapń z mleka jest słabo przyswajalny, a niektóre badania mówią wręcz, że picie mleka przeszkadza przyswajaniu wapnia).
- przelanie wrzątkiem, jeśli jest tylko przelaniem, a nie gotowaniem, uznałabym za dopuszczalne ideologicznie
- a wkwestii Dra Billinghursta i BARFu jako gotowej karmy. Pierwotnie tak nie było. Zaczęło sie od jego ksiązki pt. "Give your dog a bone" (dotąd nie przetłumaczonej na polski), która jest od awaniu najzwyczajniejszych kawałków mięcha i najzwyczajniejszych warzyw. A potem to sie rozwinęło w rynek, niestety. Ludzi przyzywczajeni do suchego, do całego tego gadania o zbilansowaniu itp., z jednej strony czasem wygodni, z drugiej (często) bardzo ostroznie podchodzący do sprawy ("jakżesz ja, biedny robaczek, dam sobie rade z czyms tak trudnym jak bilansowanie posiłków???" - to pokłosie nachalnej propagandy producentów suchego). No i w zwiazku z tym łatwiej jest sprzedac cos, co jest kolejnym produktem zyewiniowym, a nie sama ideę. No i na idei znacznie mniej sie zarabia
Co nie zmienia faktu, że nie na tym polega sedno BARFu i sam Dr Billinghurst jest bardzo pomocnym i otwartym człowiekiem, bynajmniej nie opętanym mania robienia na tym pieniędzy. Ale jesli komus przeszkadza marketingowe podejście, jest jeszcze Tom Lonsdale, bardziej "naturalistyczny". A idee mniej wiecej podobne
To tyle na teraz, jak macie jakies pytania, to bardzo proszę. Tylko z góry uprzedzam, ze ostatnio z czasem u mnie nie najlepiej, więc moge zaglądać nieregularnie.
A teraz ujawnię najbardziej kompromitujący fakt w tym wątku - moje zwierzaki od ponad roku nie jedza BARFu. Nie jedzą, bo byłam w drugiej ciąży, małe dziecko w domu, zajmowanie się BARFem (czyli duże zakupy mięsne i potem dzielenie tego na porcje dla psa i 4 kotów - to dośc czasochłonne jednak i niezbyt przyjemne) spadło na mojego TŻta, który stawił opór i zbuntował się. Przeszliśmy na suche i puszki, akcydentalnie dostaja surowizne w tej chwili. Dla mnie jest to zmiana czasowa, ale trudno mi w tej chwili podac horyzont czasowy dla powrotu do BARFu... Myślimy nad nowym szczeniakiem, moze to bedzie bodziec?
W każdym razie widze znaczącą różnicę w kotach - na BARFie miały takie futra, ze cała lecznica przybiegała podziwiać, jak sie kot błyszczy. Teraz niestety te futra mają takie nędznawe
Mimo dobrej niby karmy (Orijen, rozmaite puszki z wyższej półki). Róznicę cenową też widze, jak najbardziej. Tak gdzies trzykrotną