Rudy to goopi jest
Od paru dni pracuję intensywnie też w domu i zapuściłam go trochę
. No więc obejrzawszy te potyciane kocimi nosami szyby, kłęby wydartej kociej sierści po conocnych bójkach napadł mnie szał pracy. Został wyciagniety odkurzacz
, choć unikam tego stwora, bo Fajka reaguje nań alergicznie, a Florek jeszcze nie widział go w akcji (oszczedzałam mu mocnych wrażen z uwagi na trudne dzieciństwo). Mój ukochany Kocinek na widok potwora przybiegł do mnie z płaczem, żebym go obroniła - Fajka przezornie zniknęła. A ja, poniewaz zabierałam się do umycia okna na zewnątrz, wygoniłam kota z pokoju. Florek zniknął. Ach, jak pięknie wygląda dom po wygarnięciu kociej sierści i z okanmi, przez które widać świat
. Po schowaniu potwora Fajka przyszła sie pomiziać jak zwykle a Florka nie ma... No, myślę sobie uspokoi się i przyjdzie. Mija jedna godzina, druga, trzecia. Kota nie ma. Czwarta, piata - kota BRAK. Ponieważ w trakcie porządków wynisiłam worki ze smieciami, łaziłam na balkon - TŻ zaopiniował, że Rudy zwiał mi między nogami i albo zeskoczył z balkonu, albo uciekł na klatke schodową
Wyglądam z balkonu - nie widać kocich zwłok ani latającego rudasa. Obleciałam kamienicę dookoła i klatkę schodową trzy razy od góry do dołu, włączając schody do piwnicy - kota brak. Zajrzelismy we WSZYSTKIE zakamarki, za szafki kuchenne, do szaf, do pralki, do pojemników na pościel - NIC!!!!
Rozryczałam się, że na pewno uciekł i to przeze mnie, bo przychodził do mnie, prosił o ratunek, a ja wredna baba wyrzuciłam go z pokoju
.
I w takim żałobnym nastroju dałam się wyciagnąć na wieczorną przejażdżkę rowerową. Po godzinie wracamy i co? Radosnie witaja nas OBA koty
. I gdzie ten Rudy był