Zatykanie się jelita. Już po zabiegu. Jelitko skrócone.

Zakładam ten wątek bez większej nadziei, że to coś da, bo problem jest chyba naprawdę nietypowy. Ale może ktoś mógłby coś doradzić. Wet każe rozważyć eutanazję, bo jest naprawdę źle. Ale czy beznadziejnie? Ja ciągle wierzę, że nie.
Sytuacja jest taka:
Mój 7-letni kot miał kiedyś wypadek, w wyniku którego doznał złamania miednicy, o czym nie wiedzieliśmy, bo wet nie zlecił żadnego prześwietlenia; kot po prostu się wykurował pod troskliwą opieką i żył sobie spokojnie.
Gzieś tak z półtorej roku temu zaczął mieć zaparcia, coraz bardziej dokuczliwe, aż w końcu 'zatkał' się na dobre. Po zrobieniu rtg zobaczyliśmy dosłownie zaczopowane jelito. Szok. Jelito było rozcinane i czyszczone. Przy okazji to rtg ujawniło sprawę dawnego złamania miednicy, które źle się zrosło i przez co nastąpiło tzw. zwężenie światła jelita, tak znaczne, że powodujące właśnie powstawanie takiego 'czopa'.
Wet chirurg zrobił później kotu kolejną operację, wstawił mu jakąś blachę, która miała rozciągać jelito i zapobiegać zatykaniu się.
Po kilku miesiącach kot zatkał się ponownie i okazało się, że blacha nie zdała egzaminu, wszystko wróciło do poprzedniego stanu.
Było kolejne czyszczenie jelita i operacja - wykonanie tzw mięśniostawu, usunięto mu główkę kości udowej i część miednicy, w wyniku czego kot wprawdzie utykał, ale wypróżnianie od tej pory występowało sprawnie i bez zakłóceń.
Muszę też dodać, że kot bardzo dobrze znosił kolejne operacje, miał doskonały apetyt i humor i był pełen życia. Tylko dlatego narażaliśmy go na te zabiegi.
Niestety, w tym roku zatkał się ponownie. Tym razem chirurg zrobił mu tzw płukanie jelita, to podobno jakaś nowa metoda. Kot czuł się potem świetnie, miewał zazwyczaj koopale takie 'biegunkowe' i było ok. Apetyt super, kondycja ok, mizialność nadzwyczajna...
No ale zatkał się znowu. Parę dni temu dosłownie. Bardzo zmartwiło nas to, że miał dość mocną biegunkę (co w jego przypadku cieszy) i nagle, dosłownie po jednym dniu, kiedy kupy nie było, kot jest zatkany. Jak to jest możliwe? Jak mogło uzbierać się w jelicie aż tyle tego, żeby go zatkać? Przecież aż tyle nie zjadł! Jego 'osobisty' chirurg akurat wyjechał i nie miał mu kto zrobić płukania, więc mu kał wyciskali.
Kot czuje się źle, znam go dobrze i widzę, że coś jest nie tak, poza tym je znacznie mniej niż zwykle, prawie wcale.
Podaję mu prawie siłą duphalac (laktulozę), on nie chce, widać, że czuje się niekomfortowo i po raz pierwszy mam wątpliwości, czy nie ratujemy go za bardzo na siłę...
On cały czas dostaje wszystkie poślizgowe specyfiki, w syropie i w tabletkach.
Myślałam, że założę wątek pt jaka karma, bo szukałam karmy, która by zapobiegała zaparciom w jakiś sposób i znalazłam taką adnotację tylko przy karmie sanabelle dla seniorów. Nie wiem, może jest jakaś karma cud, o której nie wiem? A ktoś wie i mi podpowie? Kituś mój uwielbia hill'sa kuczaczego, ale jak dziś nie chciał, to się załamałam...
Nie wiem, czy ktoś miał taki problem, nigdy na forum się z czymś takim nie spotkałam.
Nie wiem, co robić, jak temu mojemu biedakowi pomóc.
Wet powiedział, że te ciągłe narkozy mogą go wykończyć. I że to takie ratowanie na siłę. Powiedział, że należy rozważyć eutanazję. Że męczymy kota tak właściwie.
Ale jak on wywala brzuszek do miziania i mruczy i jest taki kochany, to jak...? No jak...?
Czy ktoś może mi coś mądrego podpowiedzieć?
Sytuacja jest taka:
Mój 7-letni kot miał kiedyś wypadek, w wyniku którego doznał złamania miednicy, o czym nie wiedzieliśmy, bo wet nie zlecił żadnego prześwietlenia; kot po prostu się wykurował pod troskliwą opieką i żył sobie spokojnie.
Gzieś tak z półtorej roku temu zaczął mieć zaparcia, coraz bardziej dokuczliwe, aż w końcu 'zatkał' się na dobre. Po zrobieniu rtg zobaczyliśmy dosłownie zaczopowane jelito. Szok. Jelito było rozcinane i czyszczone. Przy okazji to rtg ujawniło sprawę dawnego złamania miednicy, które źle się zrosło i przez co nastąpiło tzw. zwężenie światła jelita, tak znaczne, że powodujące właśnie powstawanie takiego 'czopa'.
Wet chirurg zrobił później kotu kolejną operację, wstawił mu jakąś blachę, która miała rozciągać jelito i zapobiegać zatykaniu się.
Po kilku miesiącach kot zatkał się ponownie i okazało się, że blacha nie zdała egzaminu, wszystko wróciło do poprzedniego stanu.
Było kolejne czyszczenie jelita i operacja - wykonanie tzw mięśniostawu, usunięto mu główkę kości udowej i część miednicy, w wyniku czego kot wprawdzie utykał, ale wypróżnianie od tej pory występowało sprawnie i bez zakłóceń.
Muszę też dodać, że kot bardzo dobrze znosił kolejne operacje, miał doskonały apetyt i humor i był pełen życia. Tylko dlatego narażaliśmy go na te zabiegi.
Niestety, w tym roku zatkał się ponownie. Tym razem chirurg zrobił mu tzw płukanie jelita, to podobno jakaś nowa metoda. Kot czuł się potem świetnie, miewał zazwyczaj koopale takie 'biegunkowe' i było ok. Apetyt super, kondycja ok, mizialność nadzwyczajna...

No ale zatkał się znowu. Parę dni temu dosłownie. Bardzo zmartwiło nas to, że miał dość mocną biegunkę (co w jego przypadku cieszy) i nagle, dosłownie po jednym dniu, kiedy kupy nie było, kot jest zatkany. Jak to jest możliwe? Jak mogło uzbierać się w jelicie aż tyle tego, żeby go zatkać? Przecież aż tyle nie zjadł! Jego 'osobisty' chirurg akurat wyjechał i nie miał mu kto zrobić płukania, więc mu kał wyciskali.
Kot czuje się źle, znam go dobrze i widzę, że coś jest nie tak, poza tym je znacznie mniej niż zwykle, prawie wcale.
Podaję mu prawie siłą duphalac (laktulozę), on nie chce, widać, że czuje się niekomfortowo i po raz pierwszy mam wątpliwości, czy nie ratujemy go za bardzo na siłę...
On cały czas dostaje wszystkie poślizgowe specyfiki, w syropie i w tabletkach.
Myślałam, że założę wątek pt jaka karma, bo szukałam karmy, która by zapobiegała zaparciom w jakiś sposób i znalazłam taką adnotację tylko przy karmie sanabelle dla seniorów. Nie wiem, może jest jakaś karma cud, o której nie wiem? A ktoś wie i mi podpowie? Kituś mój uwielbia hill'sa kuczaczego, ale jak dziś nie chciał, to się załamałam...
Nie wiem, czy ktoś miał taki problem, nigdy na forum się z czymś takim nie spotkałam.
Nie wiem, co robić, jak temu mojemu biedakowi pomóc.
Wet powiedział, że te ciągłe narkozy mogą go wykończyć. I że to takie ratowanie na siłę. Powiedział, że należy rozważyć eutanazję. Że męczymy kota tak właściwie.
Ale jak on wywala brzuszek do miziania i mruczy i jest taki kochany, to jak...? No jak...?


Czy ktoś może mi coś mądrego podpowiedzieć?