Lena pisze:Co do samego schroniska skoro sie wybierace w weekend (mnie w ten weekend we wroc nie ma) to trafione sa rady by zaczac od rozmowy a nie od awantur. Zastanowcie sie co chcecie uzyskac, jakie macie propozycje i porozmawiajcie z pania kierownik. Nie wiem moze zgodziliby sie na dyzury sprzatajace u kotow... lub na dyzury adopcyjne w weekend kiedy przychodza chetni. Tylko do tego musialyby byc zadeklarowane osoby, kilka osob, ktore by zobowiazaly sie wywiazywac z tego.
Każde schronisko ma inne warunki: lokalowe, wyposażenia, no i finansowe, itd.
Aczkolwiek myślę sobie, że chyba można porównywać schroniska "wielkomiejskie" utrzymywane przez miasto. Odkąd znalazłam ten wątek zadaję sobie pytanie dlaczego w Łodzi kociarnia wygląda w porównaniu z Wrocławiem jak pięciogwiazdkowy pensjonat ? Podejrzewam, że ilość zwierząt jest podobna, a i środki przekazywane na schronisko są pewnie porównywalne (w projekcie uchwały Rady Miejskiej Łodzi na 2008r. na schronisko zaplanowano 1.4 mln zł. Czyli schronisko ma do dyspozycji trochę ponad 100 tys. miesięcznie - to tak dla ew. porównania) Załamałam się tym, co przeczytałam i zobaczyłam na zdjęciach, po prostu brak słów. U nas też nikt nie pierze posłanek, nie ma na to warunków - brudne, posikane czy z innego powodu nie nadające się do użytku się wyrzuca. Skąd nowe - a z darów: ludzie przynoszą ubrania, kołdry, swetry, przywożą instytucje np. kołdry czy koce z wymiany wyposażenia w hotelu, w ostatni weekend "przyjechało kilka kołder i poduszek z wełny merynosa, włóknina do wypełnień tapicerskich, w niedzielę widziałam, że w jednym z koszy koty miały wyścielone starym futrem karakułowym a np. jakaś pani przywiozła używany wielki drapak z dwiema budkami, schodkami. Używane wilklinowe kosze czy drapaki przynoszą ludzie, schronisko tego nie kupuje przecież. Nasza formumowiczka z Łodzi Andorka szyje kotom wielkie poduchy - wypełnienie to odpadki ściagacza, które dostaje za darmo od znajomego. Nie wierzę, że Łódź jest jakaś wyjątkowa i że tylko u nas ludzie zamiast wyrzucić przywiozą do schroniska.
Najpierw trzeba się zorientować jak to wszystko wygląda - czego się nie robi z braku pieniędzy, a czego np. dla wygody i w zależności od tego próbować to zmienić odpowiednimi środkami. Dyplomatycznie, z wyczuciem. Dobrze byłoby znaleźć w schronisku jakiegoś "rzecznika spraw kocich" - w naszym schronisku jest to pani wet., która zajmują się opieką nad kotami. Docenia naszą pracę, wspiera, jest zawsze pod ręką i pod telefonem, stara się pomagać kotom w miarę możliwości jakie daje schronisko. Współpraca jest bardzo dobra.
Co do sprzątania, to z naszych doświadczeń powiem, że lepiej przemśleć ten pomysł. Na ogół w schronisku jest osoba, która ma to w swoich obowiązkach i powinna to robić. My na początku też rzucałyśmy się do sprzątania - efekt tego był taki, że panie, które dostawały za to pieniądze siedziały sobie przy kawce, a my myłyśmy kuwety. Doszło do tego, że przy kolejnych wizytach w schronisku wręczano nam szczotkę z poleceniem posprzątania biura schroniska Trochę nas to wtedy otrzeźwiło i zmusiło do zastanowienia się, czy na tym ma polegać pomoc kotom Doszło wtedy do konkretnych rozmów z pania wet. i ustaliłyśmy, że przyjeżdżamy, żeby:
- robić kotom aktualne opisy na stronę internetową i ogłoszenia na strony internetowe
- pomagać ludziom przyjeżdżającym do schroniska w sprawie adopcji kota (normalnie na kociarni nie ma nikogo - wchodzą ludzie i nie mają się kogo zapytać, poprosić o radę. Pomoc doświadczonego wolontariusza, znającego koty przebywające w kociarni jest niezastąpiona, naprawdę)
- spędzać z kotami czas, socjalizować te wystraszone, dawać im chociaż trochę ciepła, zainteresowania
- wypatrywać te nieradzące sobie albo wygladające na niedomagające i zgłaszać dyżurującemu wetowi.
Z grubsza tyle.
Wyglada na to, że przed Wami jeszcze więcej pracy. Ale jeśli Wy tym kotom nie pomożecie - to kto ?