Po pracy jechałam na drugi "etat" stałą trasą, wcześniej przejeżdżała tą drogą koleżanka, zadzwoniła, że na parapecie kamienicy przy zbiegu ruchliwych ulic Franciszkańskiej i Wojska Polskiego siedzi kot. Faktycznie siedział ...
Zimno, śnieg z deszczem ....
Na swoje nieszczęście kontener miałam w samochodzie...
Powiększyłam korek, zatrzymując się bezprawnie na światłach awaryjnych, kot bez problemu dał wziąć się na ręce z tego parapetu i zapakować do kontenerka. Śliczny, elegancki pingwinek. Chyba młody, na pewno jeszcze kocur, bardzo mokry i zmarznięty, nie gruby, ale nie szkielet.
Teraz siedzi w łazience, jeść nie chce, pracę kończę koło 20-tej, jadę z nim do weta .... I co dalej .. ? Pojechać do tej kamienicy, pytać ludzi? Może ktoś się martwi?
O, tak wygląda: