Mam koteczkę (no, jest prawie moja), znajda - bidulka. Była tak chuda, że prawie przezroczysta, brudna i zabiedzona niemiłosiernie, ale już teraz jest dobrze. Kicia przybrała na wadze, wymyła się i nagle okazało się, że jest śliczną delikatną kobietką .
Wybieram się z nią na dniach do weta ponieważ ma pewną przypadłość (??), a mianowicie jej poduszeczki wyglądają tak jakby zostały potarte papierem ściernym i wylizując je ciągnie te skórki ząbkami, coś burczy pod nosem. Poza tym nie pozwala się dotknąć do łapek. Skóra nie jest ani zaogniona, ani nie ma żadnych ranek. I teraz pytanie czy to są jeszcze pozostałości po tułaczym życiu a Hogata nie życzy sobie dotykania łapek, bo nie. Czy może przyplątało się jakieś paskudztwo? Czy ktoś z Was a właściwie Waszych kotów miał podobną przypadłość?