Strona 1 z 1

Jutro jadę do Mikołajek...

PostNapisane: Pon maja 26, 2003 23:22
przez Candy
Jutro jadę do Mikołajek,to taka mazurska miejscowość,podobno teraz super wypoczynkowa.
Nie byłam tam kilkanaście lat i aż się boję...
Na Mazury pojechaliśmy z TŻ po studiach,była potworna komuna,a w tych stronach po prostu straszna.Zamieszkaliśmy w zabitej dechami dziurze,a w naszym mieszkaniu wesoło harcowały myszy.
Zaczęłam poszukiwać kota.W całej wsi nie było ani jednego!
Nie mogłam w to uwierzyć,mogłam wreszcie mieć legalnie (moi rodzice zgadzali sie tylko na psa,mogłam sobie tylko pomiziać Bimbusię mojej babci;moja babcia wszystkie koty nazywała Bimbusia,czy to był kot,czy kotka) żywego kota,a tu nic z tego.A myszy wyżerały kartkową mąkę.
Pojechaliśmy do Mikołajek.Zaczepiałam ludzi na ulicy,czy tu ktoś nie ma kotów do sprzedania.Niektórzy patrzyli na mnie jak na wariatkę,inni pukali sie palcem w czoło,a jeden facet mi powiedział-"a niech se pani jakiegoś weźmie".
Faktycznie,siedział jakiś maluch przy ulicy,wiatr wiał mu w dupkę,było zimno (listopad na Mazurach to już zima).Przeszłam obok niego raz,potem drugi,zaczęłam się rozglądać,czy może w pobliżu jest ktoś,kto by mi powiedział,czy kociaka mogę sobie wziąć.Nie było nikogo.
Po godzinie zdecydowałam się go ukraść.Trudno.Zimno było coraz bardziej,kotek nie ruszał się z miejsca,ja musiałam odpływać do domu (kutrem).
Porwałam kociaka i uciekłam co sil w nogach,chociaż nikt mnie nie gonił.
Kotek był strasznie głodny,na kutrze wciągnął kawałek kiełbasy,ser,nie wiem co jeszcze,bo ludzie,którzy z nami płynęli podsuwali mu wszystko co mieli przy sobie.Oczywiście po powrocie do domu on to wszystko pięknie zwrócił.
I tak Kocio,o przepięknym pysiu i cudownym charakterze zamieszkał z nami.Wyrósł na ogromnego kocura,wypasiony na rybach i myszach;bezbłędnie wybierał najsmaczniejsze rybki-sielawę.
Chodził ze mną wszędzie,na spacery,do sklepu,do lasu na grzyby i jagody.
Był taki duży,że bały się go psy.Naszego pieska,gdy przybył do nas do domu,od razu ustawił,rozwalając mu trzecią powiekę.
Kociowi z wiekiem zaczęły wypadać zęby,ale zawadiacki charakter został mu do końca życia.Był pierwszym kotem w tej wsi i inne koty schodziły mu z drogi.No i był pierwszym moim kotem.I to Kocio nauczył mnie kochać koty.Bo on kochał mnie na pewno.

PostNapisane: Pon maja 26, 2003 23:43
przez set
Piękna opowieść. Może jakiś godny następca się znajdzie?

PostNapisane: Wto maja 27, 2003 8:46
przez Bursztynek
:1luvu:

PostNapisane: Wto maja 27, 2003 13:07
przez odynka
ależ piękne - poryczałam się znów... :oops:

PostNapisane: Wto maja 27, 2003 15:02
przez Ylva
Candy, mysle ze masz powody obawiac sie zmian ktore zaszly w Mikolajkach... Ja pierwszy raz bylam tam 10 lat temu i od paru lat stale przecieram oczy ze zdumienia. No, ale to nie koci temat :wink: Koty tam na pewno sie nie zmienily :-)
Milej podrozy!

PostNapisane: Wto maja 27, 2003 23:59
przez Dorcia
Śliczne!!!!!!!!!!

PostNapisane: Śro maja 28, 2003 18:38
przez Janka
:catmilk: śliczne