Do tych, co oddają koty. Wasze "INNE" kryteria ado

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Wto lis 06, 2007 17:05

Rob pisze:Dlaczego jednak w kolko piszecie to o umieralni dla zwierzat (schroniska) ale zeby zabrac zwierzaka sa takie trudnosci?


Nie odpowiem ci na to pytanie, bo ja moje koty "biorę" z krzaków itp. Tylko dwa koty miałam ze schroniska, zabrane bez problemu, oddane do fantastycznych domów :)

Jana

 
Posty: 32148
Od: Pt sty 03, 2003 19:59
Lokalizacja: Warszawa (Koło)

Post » Wto lis 06, 2007 17:05

Nordstjerna pisze:A czy ta starowinka umiałaby Ci pomóc, gdyby kociak okazał się chory na coś nietypowego? Potrafiłaby Ci doradzić weta-specjalistę od danej choroby? Albo jakie badania zrobić? Czy natychmiast zadzwoniłaby do Ciebie, gdyby inny kociak u niej miał jakąś chorobę, którą mógł się zarazić ten Twój, żebyś mógł jak najszybciej wdrożyć leczenie?
nie, absolutnie nie inawet od niej tego nie oczekiwałem. Przy problemach po prostu biore kota i ide do weterynarza. Proste i genialne co?

Rob

 
Posty: 29
Od: Sob sie 18, 2007 9:16

Post » Wto lis 06, 2007 17:09

Rob pisze:
Nordstjerna pisze:A czy ta starowinka umiałaby Ci pomóc, gdyby kociak okazał się chory na coś nietypowego? Potrafiłaby Ci doradzić weta-specjalistę od danej choroby? Albo jakie badania zrobić? Czy natychmiast zadzwoniłaby do Ciebie, gdyby inny kociak u niej miał jakąś chorobę, którą mógł się zarazić ten Twój, żebyś mógł jak najszybciej wdrożyć leczenie?
nie, absolutnie nie inawet od niej tego nie oczekiwałem. Przy problemach po prostu biore kota i ide do weterynarza. Proste i genialne co?


Proste owszem, ale czy genialne? Jeszcze nie naciąłeś się na żadnego weta, co? :twisted: To podpowiem - na takiego, który diagnozuje i leczy z sensem bardzo trudno trafić.

Rob, umowa adopcyjna to zobowiązanie dla obu stron.

Jana

 
Posty: 32148
Od: Pt sty 03, 2003 19:59
Lokalizacja: Warszawa (Koło)

Post » Wto lis 06, 2007 17:21

Osoby zajmujące się kotami i oddające do nowych domów chcą mieć jak najwiekszą pewność, że nie popełnią błędu. Pytanie, jak daleko można się posunąć? Można zastosowac testy psychologiczne, można zrobić wywiad u sąsiadów... Powiem szczerze, że dla mnie wizyta przed czy po adopcyjna byłaby niezręczna... Wzięłam kotka z miau, zaproponowałam wizytę u mnie, rozumiałam pobudki dotychczasowych opiekunów, nie skorzystano. Odetchnęłam. Nie dlatego, że mam sobie coś do zarzucenia... A wizyta poadopcyjna dla mnie jest czymś... no nie wiem... jeśli mam wątpliwości, nie daję kota... Wydaje mi się, że wiele osób może się wycofać, bo uzna to za zbytnia ingerencję w prywatne życie... A to mogłyby być dobre domy! Nie mam dużego doświadczenia. Mam na DT dwa kotki i w sumie domki monitoruje fiona22, ona decyduje.
Jeżeli pływanie wyszczupla, to co wieloryby robią źle?

zuzola

 
Posty: 645
Od: Śro kwi 20, 2005 12:37
Lokalizacja: Łódź

Post » Wto lis 06, 2007 17:25

Ja myślę, że Roba najbardziej ubodło owo podwójne oglądanie mieszkania. I poniekąd to rozumiem. Gdybym była panią oddającą kotka, zapytałabym dokładnie tak: "W jaki sposób zabezpieczył pan okna i balkon przed wypadkiem kota?" . Nie zapytałabym "CZY pan zabezpieczył", bo odpowiedź brzmiałaby "tak, zabezpieczyłem", a ja nie wiedziałabym, czy to rzeczywiście prawda. Pomysł wizyty w domu stałby się palący i dręczyłby sumienie. Na pytanie otwarte - "w jaki sposób" - kandydat MUSI odpowiedzieć dokładniej. Gdy się mota, kręci, łatwo to wyczuć. Wtedy nie oddajemy kota - i szukamy kolejnego domku. Uważam jednak, że zapowiadanie POADOPCYJNEJ wizyty jest niedopuszczalne. Chętnie nawet tu, na forum, publicznie, mogę zamieścić zdjęcia mieszkania (i kotka w nim), mogę sfotografować zabawki, kuwety, miseczki, transporter, ale mam święte prawo nie życzyć sobie wizyt. I wcale nie chodzi tu o to, że wyświadczam łaskę, biorąc kotka - ja po prostu na pewien aspekt tego wydarzenia nie wyrażam zgody. Należę do osób, dla których dom jest absolutną prywatnością. Nie wpuszczam za próg moich uczniów, jako terapeuta pracuję w jednym, jedynym pomieszczeniu i nigdy nie pozwalam na oglądanie, lustrowanie mego mieszkania przez obce, na krótko spotkane osoby. Na wizytacje bym sobie nie pozwoliła z absolutnie żadnego powodu - no, może poza jednym: zdarzył się wypadek i chcę dowieść swojej niewinności. Poza taką sytuacją mogę pokazać zdjęcia, mogę opowiedzieć o zabezpieczeniach, ale wpuszczać do mieszkania absolutnie nie zamierzam.
Inna sprawa, że w tonie Roba zbyt wiele jest złości i oskarżeń. Spokojnie Rob. Dziewczyny z forum ABSOLUTNIE NIE SĄ WINNE TEMU, ŻE NIE POWIODŁA CI SIĘ ADOPCJA.
Ostatnio edytowano Wto lis 06, 2007 21:53 przez Aniada, łącznie edytowano 1 raz
Aniada
 

Post » Wto lis 06, 2007 17:25

Rob ludzie, którzy mają wysoki iloraz inteligencji wiedzą, że wszystkiego nie wiedzą. Natomiast cenię sobie zdanie innych i masz wiele racji w tym co piszesz. Mnie raczej chodziło o to, że umieralnie to nie dlatego, że nikomu tam na zwierzakach nie zależy tylko dlatego, że w dużych skupiskach choroby szybciej atakują koty i trudniej się je leczy. Natomiast jest wiele schronisk, gdzie ludzie wkładają kupe pracy, serca i poświęcenia dla tych zwierząt i nie po to, żeby oddawać je bez sparwdzenia domku i podpisania umowy. Przecież jak ktoś chce stworzyć bardzo dobre warunki kotu i obdarzyć go uczuciem i mieć go na zawsze to ta umowa jest proforma i takiej osoby na pewno nie denerwuje jej treść i pytania, na które powinna odpowiedzieć.
Pozatym chyba Jana już pisała, że niekiedy zniechęca się osoby, bo od początku czymś podpadły i po prostu nie chce się im oddać zwierzaka.
Ja ostatnio mam często telefony o rudego kotka i mimo tego, że zawsze staram się dawać namiary na osoby, które takowe posiadają to ostatnio miałam ochotę odpowiedzieć, że mam na tyle kociaków, że któregoś przefarbuję pod potrzeby. Ludzie nie pytają o to jaki kotek jest, tylko musi być maluszek do 4 tyg./nie wiem skąd to się ludziom bierze/, kuwetkowy i konkterny kolor - rudy lub czarny - a przecudownej krówki niełaska.

Barbara Horz

 
Posty: 6763
Od: Wto sty 02, 2007 12:39
Lokalizacja: MiauKot

Post » Wto lis 06, 2007 17:35

Dodam jeszcze jedno - uważam, że podpisanie umowy jest jak najbardziej w porządku. Jest to konieczne i szalenie potrzebne z oczywistych względów. Powiedzmy, że pierwsza, przedadopcyjna wizyta też jest dla mnie poniekąd wytłumaczalna, jednakże poadopcyjne "lustrowanie" jest już nietaktem. Ja utrzymuję stały kontakt z osobą, od której mam kotka. Wysyłam jej zdjęcia, często opisuję jego zachowanie, wizyty u weta (ta osoba sama domaga się owych wieści, a ja się z tego cieszę), ale na wizytę bym się nie zgodziła.
Aniada
 

Post » Wto lis 06, 2007 17:44

Powtorze to co pisalI juz poprzednicy - podstawa to INTUICJA.

Kiedys kota nie oddalam bo kazdy doslownie kazdy zwiewal z rak Pana, ktory mial go zabrac.Wydawal sie rewelacujnym domkiem, wyszyskie warunki spelnial ale to go zdyskwalifikowalo i juz.

Ostatnio wyadoptowalam rodzenstwo i wydaje mi sie, ze podjelam bardzo dobra decyzje. Domek dopytywal, wypytywal, uczyl sie, czytal (podeslane info przez ze mnie), zadawal pytania, nie przestraszyl sie umowa - omowilismy kazdy punkt. Walsnie punkt z odwiedzinami byl dla nich dosc trudny do zniesienia poniewaz tak jak juz ktos tutaj wspomnial - niecierpia wizyt obcych i ich dom to swiatynia prywatnosci. Powiedziala, ze nikt nie bedzie ich nachodzil bez zapowiedzi, ze jesli wszystko bedzie ok nie bedzie takiej potrzeby. Domek przemyslal, popatrzyl na to z "mojej" strony i przynal mi racje - rozumieja czumu takie a nie inne warunki i ze ludzie sa rozni - coz wiecej trzeba ;)
Jestem w stalym kontakcie z nimi i sami chetnie pisza co sie dzieje.

Zgadza sie takze ze "nasze" wymagania przerazaja innych ale tak jak powiedzial moj ostatni domek - my nie mamy co ukrywac i nie mamy zlych intencji wiec czemu mamy sie bac umowy, ewentualnych odwiedzin, zobowiazac sie do opieki nad pupilem i dbaniem o jego bezpieczenstwo.

aassiiaa

Avatar użytkownika
 
Posty: 8284
Od: Pt sty 20, 2006 14:13
Lokalizacja: Sosnowiec

Post » Wto lis 06, 2007 18:04

To ja napiszę tez z "tej drugiej" strony.

Mam szczęście, że dwie cudowne dziewczyny; Biafra i Sibia zaufały mi i pozwoliłu zaopiekować się swoimi kiciami. Przyszły do mnie od nich Kropeczka i Lula. Obie dziewczyny oddały mi kicie bez wcześniejszej wizyty i bez wcześniejszej znajomości osobistej. Staram się być otwarta, ale jestem w stanie zrozumieć osoby, które irytują się gdy są intensywnie wypytywane "na okoliczność adopcji", szczególnie gdy nikt im nie tłumaczy po co to wypytywanie i dlaczego. Sama kiedyś starałam się o kicię z jednej z fundacji i zrezygnowałam po którejś z kolei rozmów telefonicznych z drobiazgowym i -niestety- nie bardzo uprzejmie przeprowadzanym wywiadem.

Dlatego myślę, że ważne jest bardzo takie wypytywanie potencjalnego domku, ale musi być prowadzone z wyczuciem i taktem.

Pozdrawiam wszystkie DT i trzymam kciuki, aby jak najwięcej Waszych podopiecznych znalazło najlepsze domki na całe swoje życie !!!
Koto-kaś
Obrazek

ogrodniczka65

 
Posty: 692
Od: Śro paź 25, 2006 12:27
Lokalizacja: Biały Kościół

Post » Wto lis 06, 2007 18:10

To co napisałas Aniada to swieta prawda. Tak jest i i pewnie sporo innych osob nie godza sie na wizytacje domow itp. Natomiast co do tego czy mi sie udała adopcja.Chciałem zwierzaka i pierwszym, chyba naturalnym pomysłem było schronisko. I tu nagle taka bariera. To nie tak, ze mi sie nie udała adopcja. Kota mam, jest mu dobrze i wyglada na to ze wszystko z nim w porzadku. Ale, mam go od kogos, bez podpisywania umowy. Moja znajoma z kolei znalazła na gratce kota po bretyjce za 120 zl, zaplacila. Dlaczego? Bo w schronisku chciali wizytowac jej dom...
Nic dodac nic ujac.

Rob

 
Posty: 29
Od: Sob sie 18, 2007 9:16

Post » Wto lis 06, 2007 18:12

Tamat rzeka-boję się , że nie skończę tego postu:) . Uważam się za dosyć dobry dom, ale pewnie w niektórych rozmowach przeadopcyjnych bym odpadła w przedbiegach (raz juz odpadłam, bo nieświadoma reguł wypatrzyłam sobie kota w Canisie:' A po co Pani kot z Warszawy, to u was w Krakowie juz kotów nie ma, czy co"? Kot był kaleki, juz nie pamiętam co mu było, ale mnie jakoś wzruszył i chciałam dac mu dom-nie wiem, jak potoczyły się jego losy).
A odpadłabym, bo W ŻYCIU nie podpisałabym umowy gdzie jest mowa np. o niezapowiedzianych wizytach. Sama taki zapis usunęłam z umów, które daję moim domom do podpisu (sporo domów mnie i tak zaprasza, a ja nie mam czasu :( ). I to jest dowód na to, że czasem tracimy dobre domy, bo zbyt mocno trzymamy się zasad.
Zniechęcam domy (jakos tak naturalnie mi wychodzi :) ), które nie odpowiadają mi przy pierwszej rozmowie . A tym, ktore zostały pozytywnie zweryfikowane tłumaczę (wprost lub między wierszami) ile wysiłku kosztowało wyleczenie i odratowanie kota i że to jet powód tych wszystkich pytań, bo to strasznie żal, gdy taki wysiłek idzie na marne. Chociaż ostatnio trafiły mi się pod rząd trzy takie domy, że nawet nic nie trzeba było tłumaczyć-czułam się, jakbym oddawała koty dobrym znajomym.
Intuicja jest ważna. Ostatnio mi sie rozmyslił dom i byłam szczęśliwa. Dom w innym mieście, przepytany już przez dwie osoby ( z tego co wiem, nie miały zastrzeżeń). Potem ja i rozmawiałam i mailowałam i nie mogłam sie pozbyć uczucia, że nie chcę tam kota oddawać. Ale nie miałam się do czego przyczepić, a przecież sposób prowadzenia rozmowy to wyłącznie moje zastrzeżenie-kotu nie będzie to przeszkadzać. Nie sprawdzę, czy moje przeczucie było właściwe. Dom wziął innego kota-chyba z jakiegoś ogłoszenia-tak "od ręki", bez tych wszystkich irytujących pytań.
Faktem jest , że w byciu DT najbardziej mnie przeraża (właśnie tak:przeraża) podejmowanie decyzji, które mogą kosztować kota życie. I wybieranie, który dom się nadaje, a który nie. Z czasem nabrałam trochę praktyki i jest nieco lepiej, ale nadal bardzo tego nie lubię.

Tosza

 
Posty: 6382
Od: Śro mar 16, 2005 21:18
Lokalizacja: Kraków

Post » Wto lis 06, 2007 18:26

Tosza mam tak samo :)
Mam sporo doświadczenia i nadal tego nie lubię ;)

Właśnie sie umówiłam na jutro na rozmowę i oglądanie Rusałki. Pogadałam przez telefon, pani rozentuzjazmowana a ja siedzę i myślę :roll: Jak przyjedzie to ma szansę dalej. Jak nie to do widzenia. Pani nie wie wszystkiego ale wiedzę łykała. Takie wybory są chyba najtrudniejsze. Trzeba zadecydować czy osoba wiedzę pochłonęła i zastosuje, czy są przesłanki że jednak nie i z adopcji trzeba się będzie wycofać...
Bosz jak ja lubię oddawać koty znajomym domom a nie obcym ;)
Obrazek
http://www.forastero.pl hodowla kotów brytyjskich

Mysza

Avatar użytkownika
 
Posty: 39656
Od: Pon cze 02, 2003 10:17
Lokalizacja: prawie Kraków

Post » Wto lis 06, 2007 18:44

Intuicja plus rozmowa plus reakcja na żywo kot-domek. W głosie wiele słychać poza słowami... słychać ciepło.
A koty często same uciekają wyczuwajac złą energię w ludziach.
Bardzo na plus, gdy ew. domek ma podejście "czy kotu będzie u nas dobrze" a nie "czy kot nam podpasuje".
Dopytywanie o kota, jak sie nim opiekować, karmić, szczepić itd.

Aktualnie jestem wolontariuszką, miesiąc temu adoptowałam sama kotkę ze schroniska. Gdyby "na wejsciu" ktoś proponował mi wizytacje mojego mieszkania, cóż.. zraził by. Ostrożnie podchodzę do kwestii lustracji domów, bo dom jest czyms prywatnym bardzo, żeby być do niego zaproszonym, znaczy - ktoś mi ufa. Prowadziłabym rozmowy tak, by zaproponować odwiedziny w domu, żeby spokojnie porozmawiać, ew. doradzic przyszłym opiekunom - jeśli mowa o "na miejscu". Przy okazji można doradzic np. odpowiednie zabezpiecznie okien, niewypuszczanie na dwór, wytłumaczenie, że kot przyzwyczaja się do terytorium, i że gdy przyzwyczajony, że mieszkanie to terytorium - nie tęskni za dworem.
Ludzie lubią sie uczyć, trzeba przekazywać im wiedzę tak, by nie zrażać. Uświadomić, że nie są to duże koszty, doradzić dobrego weta itp.
Moja "osoba prowadząca" adopcję kotki ze schroniska zyskała moje zaufanie, i gdyby chciała, mogłaby mnie odwiedzić zanim kotka trafiła do mnie. Wystarczyły maile, dużo maili. Że ktoś ma czas, i chce pisać, dzwonić. :)
Pośrednictwo osób zaufanych, domki polecane przez kociarzy - to też pomaga.

"Adoptując kota ze schroniska najprawdopodobiej ratujesz mu życie."
tak, to prawda.
Ale te koty nie są gorsze, trędowate.
Właśnie dlatego, ze swoje już w życiu przeszły, że mają czasem złe doświadczenia związane z ludźmi, że moze ktoś kogo kochały już je kiedys oddał do schronu, zasługują na najlepsze domy z możliwych i dobrą opiekę. Na dom "na zawsze i do końca". Na miłość. Bo same będą kochać bardzo. Na swoj indywidualny koci sposób - ale bardzo.
To że są ratowane przed śmiercią, wysiłkiem wielu osób, pracowników, wetów, wolontariuszy, nie znaczy że mają iść "na zmarnowanie" i niepewne. Szukamy dla nich kochających i odpowiedzialnych domów.
To prawda, czasem się mylimy. Nikt nie jest nieomylny.

Sis

 
Posty: 15957
Od: Pon paź 08, 2007 13:03
Lokalizacja: poza Łodzią

Post » Wto lis 06, 2007 19:26

Rob pisze:Dlaczego jednak w kolko piszecie to o umieralni dla zwierzat (schroniska) ale zeby zabrac zwierzaka sa takie trudnosci?



dlatego żeby zwierzak nie trafił z deszczu pod rynnę,ot co
" Nie zamieniaj serca w twardy głaz póki jeszcze serce masz"
Lombard

Alama

Avatar użytkownika
 
Posty: 851
Od: Pt lip 07, 2006 18:50
Lokalizacja: Poznań

Post » Wto lis 06, 2007 19:34

No właśnie - sens ma tylko taka adopcja, która zmniejsza prawdopodobieństwo, że zwierzak ponownie wyląduje na ulicy lub w schronisku (bo się znudził, bo kłopoty, itp.) lub wyląduje tam jego potomstwo (bo właściciel dopuścił do rozmnażania się).
ObrazekObrazek

Ikotipies

 
Posty: 3682
Od: Wto maja 30, 2006 20:22
Lokalizacja: Łódź

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: BhoblhLap i 217 gości